Krzyk zamarł jej na pysku, gdy z pola jej widzenia zniknęła ściana śniegu i zastąpiła ją czerń. Zareagowała instynktownie. Ciemność przerwało niebieskie światło, które zawirowało i skręciło się, tworząc błękitne koło zbliżające się coraz szybciej i szybciej.
Teneriska zamknęła oczy i przekręciła się na plecy.
Tępy huk.
Uderzenie wyrwało jej oddech z piersi. Przetoczyła się na bok, z pyskiem rozwartym w niemym wrzasku. Próbowała wypełnić płuca powietrzem, jednak nie była w stanie tego zrobić. Zamknęła oczy, modląc się o oddech. Ból doszedł po chwili. Promieniował od kręgosłupa i paraliżował żebra.
Z trudem przewróciła się na brzuch i przełożyła głowę oraz przednie łapy przez granice tarczy. Odkaszlnęła głęboko i zaczęła łapczywie łapać powietrze. Zamknęła oczy i skupiła się na opanowaniu oddechu. Zakręciło jej się trochę w głowie.
Co… Co się właściwie stało?
Uniosła wzrok, patrząc na dziurę nad sobą, przez którą wpełzało wątłe światło. ,,Lód się załamał… Ale gdzie Ametrine?”.
Spojrzała w dół. Zobaczyła niewyraźny zarys dna oraz płynącego niemrawo strumyka. A przede wszystkim…
– Ametrine?! – krzyknęła w dół do rozmazanej sylwetki. Uniosła się na łapy. – Ametrine, w porządku wszystko?! Ty odezwij się!
Brak odpowiedzi. Xeva jęknęła.
– Ami? Ami!
Cisza.
Parę metrów pod pierwszym okręgiem pojawiła się kolejna tarcza, następnie trzecia. Teneriska zaczęła zeskakiwać po nich ostrożnie, chwiejąc się na nogach. Nagle poczuła się o wiele słabsza niż kilka minut temu.
Wylądowała z pluskiem, czując mrożące zimno w łapach.
– Ametrine, Ami… Ami… – szeptała Xeva przestraszona. Do jej nosa dostał się ostry zapach krwi. – Ach, umbetre! Ametrine, hej, ty mnie słyszysz? Umbetre, umbetre!
W miałkim świetle dostrzegła długą, ciemną szramę na czole wilczycy, a pod nią błyszczącą kałużę. Chwyciła samicę za skórę na karku i zaparła się na tylnych kończynach. Z trudem przeciągnęła ją na bok, wyciągając bezwładne ciało z wąskiego, podziemnego potoczku. Ułożyła ją na skalnej podłodze, uprzednio upewniając się, że nic się na nie nie osunie - ani nie usunie się spod łap. Znowu. A przynajmniej zrobiła to na tyle, na ile pozwoliły jej ograniczone zmysły.
Schyliła się i przyłożyła ucho do pyska poszkodowanej. Usłyszała cichy szmer, a jej policzek opatuliło ciepłe powietrze. Skrzydlata oddychała, ale musiała być wyziębiona po upadku do lodowatej wody.
Teneriska zaczęła niespokojnie zdejmować z siebie kubrak, ale przez słabą telekinezę i nerwy nie potrafiła rozpiąć odzienia na brzuchu - jedynie szarpała magią za pętelkę przełożoną przez guzik, klnąc pod nosem. W końcu rzuciła ostrym bluzgiem i przysiadła, oddychając szybko. Uniosła przednią łapę i chwyciła zębami za koralik. Nitka pękła cicho, a drewniany paciorek poturlał się w głąb jaskini. Powtórzyła to z resztą guzików, aż odzienie zsunęło się z jej grzbietu. Chwyciła podbijany futerkiem materiał i okryła towarzyszkę.
Przysiadła koło niej, czując, jak adrenalina wreszcie zaczyna powolutku z niej schodzić. Mimo że niepokój nie znikał, jej serce biło coraz wolniej i wolniej. Trzeba było czekać, aż Ametrine się obudzi.
A co jeśli…?
,,Nie, nie”, pomyślała Teneriska. ,,Na pewno się obudzi, trzeba tylko poczekać”.
Wzięła głęboki, świszczący oddech. Zaczęło jej się robić zimno, ale na razie najważniejsze było to, żeby Ami się nie wychłodziła.
Nagły wyrzut adrenaliny ją znieczulił, jednak im bardziej się uspokajała, tym czuła coraz mocniejszy ból. Każdy ruch żeber i przepony promieniował ostrym kłuciem do kręgosłupa, a z niego do łap. Delikatnie pomacała się po boku i syknęła przez zęby. Złamane? Oby nie. ,,Świetny początek wycieczki, nie ma co”, pomyślała. Skuliła się, siedząc. Chłód gryzł ją w krótkie futro na biodrach i tułowiu. Spróbowała się jakoś opatulić długą sierścią na ogonie, używając jej w charakterze parasola, ale niewiele jej to dało.
Nagle usłyszała szuranie.
Uniosła głowę, czując, jak serce jej zamiera. Spojrzała w głąb jaskini, w tę przerażającą, obcą ciemność. Coś… nadchodziło?
Szur szur.
Jej ucho obróciło się do tyłu.
Nie, dźwięk nie nadchodził stamtąd. To…
– Ametrine! - wykrzyknęła Xeva, patrząc jak wadera rusza się delikatnie na skale. Skrzydlata jęknęła. – Ami, ty mnie słyszysz?
– Nie… Nie krzycz tak, Xeva. Co się stało? M… Moja głowa… - wymamrotała lekarka. Uniosła delikatnie łeb. - Gdzie my jesteśmy, do cholery?
– Ja i ty spadłyśmy. Lód się załamał. Ty na dnie wylądowałaś, głowę rozbiłaś. Nie, ty nie wstawaj, leż. - Położyła jej łapę na piersi i docisnęła lekko. - Tobie się w głowie nie kręci? Nie chce ci się wymiotować?
– Jasna cholera… – wilczyca dotknęła swojego czoła łapą. Spojrzała na towarzyszkę. - Xeva, ty się trzęsiesz! Gdzie twoje ubranie?
– No ty wiesz, w wodę wpadłaś… Ja bałam się, że ty możesz się wych… Wycheło… Eeee, no, zimno ci się zrobić może – wytłumaczyła Teneriska.
– A ty? Teraz to ty jesteś przemarznięta. Cała się trzęsiesz, Xeva, do cholery! No już, ubierz to.
Ametrine ściągnęła z siebie kubrak piegowatej i narzuciła go jej na plecy.
– Coś ci się stało? Też spadłaś, pokaż się tutaj.
– Mnie nic nie jest, ja… Ja się na tarczach zatrzymałam. Ty Ametrine leżeć nie powinnaś?
– Tarczach? – lekarka uniosła głowę. Długoucha kiwnęła głową.
– Mogę na nich stać. I jak upadłam, to mnie zatrzymały.
– Ale i tak spadłaś z jakiejś wysokości. Coś cię boli? – Ametrine obróciła jej głowę w swoją stronę, usiłując zajrzeć w oczy.
– Trochę… Jak oddycham. Ale to straszne nie jest, w porządku będzie… – mruknęła Xeva, obserwując krew ściekającą po czole towarzyszki i wodę spływającą po jasnym boku.
Co… Co się właściwie stało?
Uniosła wzrok, patrząc na dziurę nad sobą, przez którą wpełzało wątłe światło. ,,Lód się załamał… Ale gdzie Ametrine?”.
Spojrzała w dół. Zobaczyła niewyraźny zarys dna oraz płynącego niemrawo strumyka. A przede wszystkim…
– Ametrine?! – krzyknęła w dół do rozmazanej sylwetki. Uniosła się na łapy. – Ametrine, w porządku wszystko?! Ty odezwij się!
Brak odpowiedzi. Xeva jęknęła.
– Ami? Ami!
Cisza.
Parę metrów pod pierwszym okręgiem pojawiła się kolejna tarcza, następnie trzecia. Teneriska zaczęła zeskakiwać po nich ostrożnie, chwiejąc się na nogach. Nagle poczuła się o wiele słabsza niż kilka minut temu.
Wylądowała z pluskiem, czując mrożące zimno w łapach.
– Ametrine, Ami… Ami… – szeptała Xeva przestraszona. Do jej nosa dostał się ostry zapach krwi. – Ach, umbetre! Ametrine, hej, ty mnie słyszysz? Umbetre, umbetre!
W miałkim świetle dostrzegła długą, ciemną szramę na czole wilczycy, a pod nią błyszczącą kałużę. Chwyciła samicę za skórę na karku i zaparła się na tylnych kończynach. Z trudem przeciągnęła ją na bok, wyciągając bezwładne ciało z wąskiego, podziemnego potoczku. Ułożyła ją na skalnej podłodze, uprzednio upewniając się, że nic się na nie nie osunie - ani nie usunie się spod łap. Znowu. A przynajmniej zrobiła to na tyle, na ile pozwoliły jej ograniczone zmysły.
Schyliła się i przyłożyła ucho do pyska poszkodowanej. Usłyszała cichy szmer, a jej policzek opatuliło ciepłe powietrze. Skrzydlata oddychała, ale musiała być wyziębiona po upadku do lodowatej wody.
Teneriska zaczęła niespokojnie zdejmować z siebie kubrak, ale przez słabą telekinezę i nerwy nie potrafiła rozpiąć odzienia na brzuchu - jedynie szarpała magią za pętelkę przełożoną przez guzik, klnąc pod nosem. W końcu rzuciła ostrym bluzgiem i przysiadła, oddychając szybko. Uniosła przednią łapę i chwyciła zębami za koralik. Nitka pękła cicho, a drewniany paciorek poturlał się w głąb jaskini. Powtórzyła to z resztą guzików, aż odzienie zsunęło się z jej grzbietu. Chwyciła podbijany futerkiem materiał i okryła towarzyszkę.
Przysiadła koło niej, czując, jak adrenalina wreszcie zaczyna powolutku z niej schodzić. Mimo że niepokój nie znikał, jej serce biło coraz wolniej i wolniej. Trzeba było czekać, aż Ametrine się obudzi.
A co jeśli…?
,,Nie, nie”, pomyślała Teneriska. ,,Na pewno się obudzi, trzeba tylko poczekać”.
Wzięła głęboki, świszczący oddech. Zaczęło jej się robić zimno, ale na razie najważniejsze było to, żeby Ami się nie wychłodziła.
Nagły wyrzut adrenaliny ją znieczulił, jednak im bardziej się uspokajała, tym czuła coraz mocniejszy ból. Każdy ruch żeber i przepony promieniował ostrym kłuciem do kręgosłupa, a z niego do łap. Delikatnie pomacała się po boku i syknęła przez zęby. Złamane? Oby nie. ,,Świetny początek wycieczki, nie ma co”, pomyślała. Skuliła się, siedząc. Chłód gryzł ją w krótkie futro na biodrach i tułowiu. Spróbowała się jakoś opatulić długą sierścią na ogonie, używając jej w charakterze parasola, ale niewiele jej to dało.
Nagle usłyszała szuranie.
Uniosła głowę, czując, jak serce jej zamiera. Spojrzała w głąb jaskini, w tę przerażającą, obcą ciemność. Coś… nadchodziło?
Szur szur.
Jej ucho obróciło się do tyłu.
Nie, dźwięk nie nadchodził stamtąd. To…
– Ametrine! - wykrzyknęła Xeva, patrząc jak wadera rusza się delikatnie na skale. Skrzydlata jęknęła. – Ami, ty mnie słyszysz?
– Nie… Nie krzycz tak, Xeva. Co się stało? M… Moja głowa… - wymamrotała lekarka. Uniosła delikatnie łeb. - Gdzie my jesteśmy, do cholery?
– Ja i ty spadłyśmy. Lód się załamał. Ty na dnie wylądowałaś, głowę rozbiłaś. Nie, ty nie wstawaj, leż. - Położyła jej łapę na piersi i docisnęła lekko. - Tobie się w głowie nie kręci? Nie chce ci się wymiotować?
– Jasna cholera… – wilczyca dotknęła swojego czoła łapą. Spojrzała na towarzyszkę. - Xeva, ty się trzęsiesz! Gdzie twoje ubranie?
– No ty wiesz, w wodę wpadłaś… Ja bałam się, że ty możesz się wych… Wycheło… Eeee, no, zimno ci się zrobić może – wytłumaczyła Teneriska.
– A ty? Teraz to ty jesteś przemarznięta. Cała się trzęsiesz, Xeva, do cholery! No już, ubierz to.
Ametrine ściągnęła z siebie kubrak piegowatej i narzuciła go jej na plecy.
– Coś ci się stało? Też spadłaś, pokaż się tutaj.
– Mnie nic nie jest, ja… Ja się na tarczach zatrzymałam. Ty Ametrine leżeć nie powinnaś?
– Tarczach? – lekarka uniosła głowę. Długoucha kiwnęła głową.
– Mogę na nich stać. I jak upadłam, to mnie zatrzymały.
– Ale i tak spadłaś z jakiejś wysokości. Coś cię boli? – Ametrine obróciła jej głowę w swoją stronę, usiłując zajrzeć w oczy.
– Trochę… Jak oddycham. Ale to straszne nie jest, w porządku będzie… – mruknęła Xeva, obserwując krew ściekającą po czole towarzyszki i wodę spływającą po jasnym boku.
<Ami? Ja rozwaliłam głowę jej głowę, to ty możesz skrzywdzić Xevę XD>
Słowa: 841 = 48 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz