Każdy jego eksperyment był w jego oczach dziełem sztuki. Czymś pięknym, niepowtarzalnym, czymś, czego nikt, poza nim samym, nie był w stanie powtórzyć. Na takie rozumowanie nie wpływała jednak pusta pycha, a świadomość, że rzeczywiście tak było. Przez całe swoje krótkie życie, dokonał więcej niż najpotężniejsze wilki Królestwa przez stulecia. I mimo iż jego osiągnięcia nigdy nie były brane na poważnie, wiedział, że kiedyś pomogą mu zmienić historię.
Za każdym razem, gdy przechadzał się korytarzami swojego ogromnego laboratorium, pękał z dumy, widząc efekty swojej długiej i ciężkiej pracy. Sama konstrukcja już tu była, gdy odnalazł pierwszy korytarz, będąc jeszcze studentem. Jednak wszystko, co rzeczywiście działało, pochodziło tylko od niego. Nieustannie uważał swoją pracownię za swoje największe dotychczasowe osiągnięcie, jednak były to jedynie mechanizmy, kawałki blach zasilane energią. Zupełnie inną rzeczą było odmienianie rzeczy żywych, a tego również dokonał niezliczoną ilość razy.Uważnie i dumnie wpatrywał się w Edena, który opatrywał jego rany. Niebieskooki był pierwszym wilkiem, poza nim samym, na którym eksperymentował. Nie traktował go jak swoich pacjentów, nie wstrzykiwał w jego żyły substancji, którymi żywił całą resztę. Nie robił tak również z Benaresem. Byli dodatkowymi pionkami na jego szachownicy i nigdy nie ryzykowałby ich utratą, gdyby miał inną możliwość.
- Musisz bardziej na siebie uważać- pouczył Eden, zawiązując ostatni bandaż. - Nie masz możliwości ocenić, w jakim stanie jest twoje ciało, to cię kiedyś zabije.
- Przykro mi, ale jeszcze żyję- mruknął Asmoday, podnosząc się z ziemi.
Mijając Edena, pozwolił mu się szybko otrzeć o swoje ramię, po czym wszedł w jeden z korytarzy, kierując się do posterunku Benaresa. W okolicach ich kryjówki nagle zaroiło się od wilków, które zdawały się czegoś szukać. Te okolice zazwyczaj były względnie puste, więc nagły szturm tak dużej grupy był dla nich nadzwyczaj niepokojący.
Znalazł swojego drugiego pomocnika w ciemnym, wyciszonym pokoju, odciętym od wszelkich bodźców. Stąd, za pomocą rozstawionych przy wszystkich wejściach urządzeniach, był w stanie widzieć oraz słyszeć wszystko, co się dzieje w okolicy, które pokrywają. Asmoday zamknął za sobą drzwi i przyglądał się Benaresowi z wyczekiwaniem. Nie śmiałby sam mu przeszkodzić, gdyby nie była to ostateczność, dlatego zwyczajnie usiadł w rogu, pozwalając podwładnemu wyczuć jego obecność i samemu zdecydować, kiedy zwróci na niego uwagę. Jako że wszystkie zmysły rogatego samca były wyostrzone, każdy głośniejszy oddech lub błysk światła mogły wprowadzić go w stan przebodźcowania.
W końcu po kilku minutach Benares ściągnął opaskę przysłaniającą jego oczy i chwiejnie podniósł się z podłogi. Już by się przewrócił, gdyby nie natychmiastowa reakcja Asmodaya, który pozwolił mu się oprzeć na swoim ciele. Młodszy wilk uśmiechnął się i westchnął z ulgą, powoli stając na własnych nogach.
- Co najmniej dziesiątka. Zdjęli już cztery sensory, duża strefa jest już ślepa. Jeśli Eden ma rację, wszyscy należą do Ślepaków- powiadomił, otwierając drzwi na korytarz i wpuszczając światło do ciemnego pomieszczenia.
- Ja pierdolę- Asmoday zaklął, zawracając w stronę głównego pokoju, w którym miał nadzieję, że dalej przebywał Eden.
- Zdaje się, że znowu wkurwiliśmy Podziemie- Benares westchnął, podążając za swoim liderem.
- Eden, ile wilków liczą Krwawi?- czerwonooki rzucił przed siebie, w stronę sprzątającego kuchnię basiora.
Za dużo.
Asmoday nie był idiotą, zabicie tej dziesiątki rozpętałoby konflikt. Nigdy nie wątpił w swoje możliwości, wiele razy dokonywał rzeczy, które przedstawiano jako niemożliwe. Jednak nawet dla niego perspektywa otwartej wojny z grupą dysponującą taką liczbą była wyrokiem śmierci. Chciał jedynie wysłać subtelny sygnał, by trzymali się od niego z daleka.
POV CHANGE
Wilk wyrwał z ziemi kolejną maszynę i szarpnął za jedną z jej części, rozrywając ją na kawałki. W sumie sam nie wiedział co tu robi. Godzinami kręcili się w okolicy, wypatrując te małe gówna i powoli zaczynał mieć tego dość. Nawet nie było to nic ciekawego, czy interesującego. Głównie były zakopane w ziemi, jednak znaleźli również kilka skrytych między kamieniami lub w krzakach. Były to ustrojstwa o różnych kształtach, które łatwo było pomylić ze zwykłym głazem, a gdy wyciągnęło się takowy z ziemi, można było również dostrzec metalowe odnóża, które sprawiały, że cała konstrukcja wyglądała jak jakiś wielki, dziwny pajęczak. Nawet nie miały specjalnie zapachu, więc w większości były niewykrywalne, co zmuszało wszystkich zgromadzonych do inspekcji każdego podejrzanie wyglądającego kamyczka i większego głazu. Nawet nie był specjalnie związany ze Ślepakami, był to raczej jego poboczny gig, bo czasami była z tego niezła kasa.
- Kurwa, dużo jeszcze tego zostało?- warknął zniecierpliwiony, trącając łapą losowy kamyk.
- Nie pierdol, Leo, płacą nam na godziny- odparł jego towarzysz, stojący kilka kroków dalej.
Znali się przelotnie, tym bardziej że Ezra był już rzeczywistym członkiem watahy, w przeciwieństwie do Leo, który pojawiał się raz na jakiś czas, gdy tylko zaproponowano mu pieniądze.
Wilk pomyślał o tym chwilę i wzruszył ramionami, mrucząc pod nosem ciche „Rzeczywiście.”, zanim powrócił do dalszej pracy. Nagle usłyszał trzaśnięcie łamanej gałęzi gdzieś w ciemnościach za sobą. Nie gałązki, a naprawdę solidnego kawałku drewna, który równie dobrze mógł być drzewem. Sproszony, natychmiast obejrzał się w kierunku, z którego dobiegł dźwięk.
- Co to było?!
- Nic takiego, wyluzuj- jego towarzysz nawet nie zwrócił uwagę na hałas, dalej wbijając głowę w grunt i od niechcenia przetrącając kolejne kamyki.
W momencie, gdy sam miał wrócić do dalszej pracy, kątem oka zauważył ruch zaledwie kilka metrów dalej.
- Ej chłopaki, mówiliśmy, że nie ma straszenia- ostrzegł, podkulając ogon pod siebie.
Z ciemności lasu rozległo się warknięcie, które wręcz sprawiło, że ziemia zadrżała pod jego łapami. Później dostrzegł parę krwistoczerwonych ślepi, wpatrujących się prosto w niego, przeszywając jego duszę na wylot. Zanim zdążył się wycofać, ogromna czarna bestia skoczyła na Ezrę, z niesamowitą siłą wbijając go w grunt. Schylając się nad nim, nieustannie warczał i szczerzył ogromne kły.
Sparaliżowany strachem, nie mógł się nawet ruszyć i bezczynnie wpatrywał się w grzbiet potwora. Było to straszliwe bydle, przerastające go niemal dwukrotnie i w niczym nieprzypominające jakiekolwiek zwierzę, jakie widział na oczy. Jeszcze straszniejsze okazało się, gdy w końcu na niego spojrzało, nagle odwracając swój masywny łeb. Zamiast normalnej głowy, jego pysk zastąpiony był nagą kością, a głęboko w pustych oczodołach osadzone były czerwone ślepia, całkowicie puste i nieruchome.
Bestia wypuściła Ezrę spod swoich łap, który w panice uciekł przed siebie z wrzaskiem, już całkowicie porzucając swojego towarzysza. Zdany jedynie na siebie widział jak ogromny stwór zbliża się do niego powoli, a każdy jego krok opadał na ziemię z taką siłą, że Leo aż czuł wibracje pod swoimi nogami. Chciał krzyknąć, uciec, płakać, jednak zupełnie nic nie było w stanie wyrwać go ze stanu przerażenia, który sprawiał, że basiorowi mroczyło przed oczami czuł. Był już gotowy na wyrok ze strony demona. Pożarcie, bycie rozerwanym na strzępy, czy nawet wciągnięcie bezpośrednio do piekieł.
- Boo- wyrzucił potwór, lekko kłapiąc zębami.
To było wszystko, czego Leo potrzebował, by wyrwać się z miejsca. Na oślep zaczął gnać przed siebie, przedzierając się przez las i jedynie cudem unikając zderzenia z jakimś drzewem. Grunt zatrząsł się pod nim, gdy bestia ruszyła w pogoń, jednak nawet nie był w stanie obejrzeć się przez ramię, by sprawdzić, o ile udaje mu się wyprzedzić potwora.
Cały las zdawał się drżeć pod ciężarem kroków bestii, gdy dziesiątka przerażonych, zapłakanych i zasmarkanych wilków wpadła na małą polanę w środku lasu. Gdy któryś z nich za bardzo zbliżył się do jej granicy z lasem, potwór nagle pojawiał się przed nim, przeskakując między cieniami rzucanymi przez wysokie drzewa. Wilki zostały zagonione w jedno drżące z przerażenia zbiorowisko futer, każdy z nich już zaczynał modlić się do wszystkich Bogów, aby chociaż pozwolili im umrzeć bez bólu, zanim zostaną wciągnięci do otchłani. Demon stanął przed nimi, zdyszany i rozjuszony. Sapał, a rozgrzana para buchała mu z nozdrzy, jego oczy płonęły ogniem, który zaraz miał ich pochłonąć.
Wilki opadały na ziemię, gdy drżące z przerażenia kończyny nie były już w stanie utrzymywać ciężaru ich ciał. Wyły i płakały, a za każdym razem, gdy zamykały oczy widziały przed sobą rozwartą paszczę bestii. Niskie, niekończące się warczenie zdawało się trząść całym lasem, uginając przed sobą nawet największe drzewa. I wtedy nagle, bez żadnego uprzedzenia, głośny ryk przeszył ich uszy, a razem z nim bestia rozpłynęła się w ciemnościach.
Krwiści natychmiast wystrzelili ze swoich miejsc, rozpraszając się po całej polanie i uciekając w las, gdzie każdy dziwniejszy cień sprawiał, że natychmiast zmieniali kierunek.
Asmoday z Benaresem obserwowali zamieszanie, stojąc na szczycie niedalekiego pagórka. Asmoday, choć wykończony i ledwo trzymający się na nogach przez nadużycie swoich przeskoków, wciąż nie mógł przestać się uśmiechać, słysząc pełne przerażenia wrzaski dobiegające z lasu. Teraz wilki były podsycane jedynie własną paranoją, niejednokrotnie zderzając się ze sobą lub potykając o własne nogi, uciekając przed wyimaginowanym zagrożeniem.
Samce oparły się o siebie, nawzajem podtrzymując się. Benares przez ten cały czas wpływał na zmysły wilków, lekko zmieniając ich postrzeganie Asmodaya, dzięki czemu mogli z łatwością osiągnąć pożądany efekt.
- Jak myślisz, kiedy się uspokoją?- spytał Asmoday, gdy jego pomocnikiem szarpnęło, informując o tym, że jego zmysły wróciły do swojego właściciela.
- Rano?- rogaty zachichotał, również z satysfakcją chłonąc odgłosy dobiegające z lasu.
- Tylko żeby byli w stanie wrócić do domu, nie chcę tu cmentarza, jeśli przypadkowo połamią sobie nogi- mruknął większy samiec.
<Ros?>
Słowa: 1477 = 94 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz