niedziela, 24 maja 2020

Od Aarveda CD. Spero

Basior spojrzał kątem oka na Spero spod zmarszczonych brwi. Może i nie był najbystrzejszym wilkiem w Królestwie, ale doskonale pamiętał, jak wadera twierdziła, że nie potrafi władać umysłami. Pytał ją o to zaledwie parę dni temu, gdy udało im się pokonać teraz zamroczonego maga, który leżał związany na wozie ciągniętym przez innego wojownika. Może postanowiła uzupełnić swoją wiedzę przez ten czas i nauczyła się nowego zaklęcia?
- Rozumiem - powiedział tylko. Trochę żałował, że wilczyca nie zechciała mu wytłumaczyć dokładniej działania swojej magii, bo droga zapowiadała się na bardzo długą i mozolną, ale nie mógł zmusić Spero do rozmowy. Może najzwyczajniej w świecie musi skupić się na panowaniu nad mocą? Albo nie ma ochoty na dyskusję. Nie wiedział, jak dobrą ma kondycję, jednak jeśli nie była ona najlepsza, rozmowa mogła jedynie pogorszyć sytuację.
Mimo że wyruszyli wcześnie rano, droga do wulkanu dłużyła się nieznośnie. Transport jeńca jak i dobranie odpowiedniego tempa dla niewprawionej w boju magiczki znacznie opóźniał przemarsz. Dodatkowo w grę wchodziła konieczność przemieszczenia sporej liczby wilków w taki sposób, aby jak najmniej rzucały się one w oczy - z tego powodu często dzielili się na mniejsze grupki, które szły różnymi ścieżkami. Pod wieczór oddział zatrzymał się w jednej z jaskiń, z której widać było wygasły krater i zamarznięte jezioro. Nie byli daleko - jeśli wyruszą przed świtem, powinni dotrzeć do celu przed południem. 
- Tutaj zatrzymamy się na noc - rozkazał dowódca, kiedy wojownicy stanęli przed nim w lodowej jaskini. - Odpocznijcie trochę, ale nie rozpalajcie ognia. Magia również jest zakazana, mogą wykryć jej użycie. Warta będzie zmieniana co dwie godziny, a zwiadowcy wyruszą w trasę po zapadnięciu zmroku. Macie sprawdzić, czy nikogo nie ma w pobliżu i czy nikt nas nie szpieguje, rozumiecie? Bądźcie niewidoczni, nie dajcie się złapać. Powodzenie całej misji zależy od waszych umiejętności.
Trzy czarne wilki pokiwały głowami i zaczęły rozkładać posłania, aby upolować chociaż odrobinę snu przed zachodem słońca.
- A jeśli chodzi o całą resztę, macie zachować bezwzględną ciszę, zrozumiano? Pani też to dotyczy, Spero.
Cały oddział skłonił się nisko jak jeden organizm, zrobiła to również wspomniana wilczyca, po czym wszyscy rozeszli się po jaskini. Aarved odpiął dwie duże torby od szerokiego paska utrzymującego skórzaną, wzmacnianą matowym metalem zbroję i zaczął się rozpakowywać. Porywisty, przeszywający ciało do szpiku kości wiatr zapowiadał mroźną noc. Z tego powodu basior martwił się o Spero. Była wyraźnie zmęczona, ale radziła sobie dzielnie, przygotowując swoje łoże nieopodal. Aarved wstał i podszedł do niej.
- Nie chcesz położyć się nieco bliżej? - szepnął cicho. - Możesz się rozłożyć między innymi wilkami, będzie nam razem ciepło, a nie mamy ognia ani magii i musimy sobie jakoś radzić. 
Niebieska wilczyca spojrzała na niego i po chwili namysłu kiwnęła głową, po czym zgarnęła swoje rzeczy i zaczęła szukać wolnego skrawka skały w centrum grupki szykujących się na spoczynek wilków. Rogacz odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, jak jedna z wojowniczek odsuwa się, aby zrobić magiczce miejsce i uśmiecha się serdecznie do niej. Miał nadzieję że to przyniesie jakieś rezultaty. ,,Pingwiny robią tak od zawsze. W naszym przypadku to też powinno działać, prawda?", pomyślał zielonooki. 
Posiłek spożył w milczeniu. Krwawe niebo powoli gasło, stopniowo zamieniając jaskrawą czerwień na niewyraźny róż, a potem na mdłą szarość, która w końcu przeszła w granat. Nieprzebytą ciemność przecinały liczne gwiazdy oraz biała tarcza księżyca. Niebo tej nocy było wyjątkowo czyste. Przecinała je jasna smuga złożona z milionów jasnych punkcików - widoczna część galaktyki. Od czasu do czasu ciemną zasłonę przecinał warkocz spadającej gwiazdy, podróżnika biegnącego po nieboskłonie. Komety zawsze przypominały cętkowanemu wilkowi o konieczności cieszenia się chwilą. Żyły krótko, ale jakże efektownie. Kilka sekund, pięknych, jasnych sekund, które zachwycały wiele innych, o wiele dłużej żyjących istnień. A potem jasny łuk znikał. Spadająca gwiazda umarła. Cicha, jasna śmierć.
Takie chwile jak ta, gdy wilk leżał w obcej, skutej lodem jaskini i patrzył na rozgwieżdżone niebo, napawały go spokojem. Słyszał spokojne oddechy swoich towarzyszy z oddziału i ciche jęki wiatru, który przeczesywał gałęzie rosnących nieopodal świerków i po prostu cieszył się pięknym widokiem, dotykiem mocnej zbroi na swoim grzbiecie, a nawet kamieniami, które boleśnie wbijały mu się w brzuch przez skórę jelenia służącą za posłanie. Miał wrażenie, że świat się zatrzymał, tylko po to, aby zapewnić trochę komfortu młodemu wojownikowi.
Myślał o śmierci. Jak to jest umierać? Czy wtedy wszystko znika, nawet strach? A może wręcz przeciwnie. Nie wiedział, ale nie czuł niepokoju, mimo tego, że zdawał sobie sprawę, że to może być ostatnia noc w jego życiu. Rzadko denerwował się przed misją. Może pogodził się z tym, że śmierć w walce to jego przeznaczenie - nawet jeśli miało ono nadejść boleśnie szybko. Może w jego głowie ciągle tkwiła drzazga ,,zawsze mam szczęście, nic mi się nie stanie"? Głupia, szczenięca pewność siebie. Nie wiedział, co odczuje, gdy w końcu przyjdzie jego koniec. Strach? Ulgę? Ból? Smutek czy radość? Nikogo nie mógł spytać, nigdzie nie mógł o tym przeczytać; istniał tylko jeden sposób, aby się tego dowiedzieć. Wiedza ta mogła poczekać. W końcu i tak do niczego mu się już nie przyda, kiedy w końcu ją nabędzie.
I tak zasnął, ukołysany do snu myślami o umieraniu i wsłuchany w ciche szepty zimnego powiewu przepływającego między jego rogami. Następnego dnia wojsko wstało przed wschodem słońca i błyskawicznie ruszyło w drogę. Aarved uważnie obserwował Spero, aby mieć pewność, że nadąża za tempem wojowników. Miała pewne trudności, aby szybko się spakować bez użycia magii, ale sąsiadka, która poprzedniego wieczoru ustąpiła jej miejsca, pomogła szybko się zorganizować. Basior odczuł pewną ulgę. Jak na razie magiczka radziła sobie bardzo dobrze. Powtarzał to sobie w głowie, próbując zdusić wypełzające z najciemniejszych zakamarków jego umysłu myśli, które przypominały mu, w jak dużym niebezpieczeństwie znajduje się wilczyca. Wierzył, że Spero jest świetnym magiem i tej wiary się trzymał.
Mimo że poranek, który rozlał się różem i fioletem po górach, był niemal równie piękny i spokojny jak noc, Aarved zaczynał odczuwać narastające powoli w oddziale napięcie. Nie miał się czemu dziwić - chyba wszyscy mieli świadomość z tego, jak pilna to była misja, skoro wyruszyli zaledwie kilka dni po pojmaniu porywacza, a dowództwo nie zaczekało, aż będzie dostępny mag wojskowy. Bardzo się pospieszyli z wysłaniem oddziału i przyszykowaniem podróży. Ponadto rogaczowi od jakiegoś czasu towarzyszyło nieprzyjemne przeczucie, że cała ta sprawa wcale nie jest prosta. O ile w ogóle handlowanie szczeniętami może takie być.
W końcu dotarli do stóp wulkanu. Góra wznosiła się nad ich głowami, przypominając o swojej potędze popiołem zamrożonym na skałach. Kapitan zatrzymał oddział. Wcześniej wytłumaczył im, że jeniec na przesłuchaniu wyznał, że do magazynu prowadzi jeden główny korytarz, ale są jeszcze dwa rzadko strzeżone boczne wejścia. To właśnie z nich zamierzało skorzystać wojsko, rozdzieliwszy się na dwie grupy - teraz tylko pozostało owe odnogi odnaleźć.

<Spero?>

Słowa: 1091

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics