niedziela, 3 maja 2020

Od Aarveda - Święto Jedności - Quest III

Aarved szukał drogi ucieczki z oczarowanego występem teatralnym tłumu. Nie patrzył na kłaniających się aktorów - było to bardzo trudne z głową pochyloną tak, że niemal dotykał nosem ziemi. Modlił się do bogów, aby Lordan nie stał przy wyjściu z rynku, z którego chciał skorzystać. Powoli przesuwał się w stronę krańca placu, uważając, by nie rzucać się w oczy, a już na pewno nie podnosić poroża wyżej niż linia głów. Otaczały go piękne zapachy, bo na każdym kroku można był znaleźć otwarte stoiska z łakociami. Lampiony rzucały kolorowe światło na ściany budynków, mimo że słońce dalej jasno świeciło. Bogowie im sprzyjali - dzień Święta Jedności był dniem wyjątkowo pięknym i pogodnym.
Aarved już docierał do swojego celu, który, jak zauważył, pozbawiony był strażników, gdy nagle poczuł łapę na swoim ramieniu. Podskoczył gwałtownie, serce mu stanęło, a on był pewny, że zaraz zobaczy twarz swojego brata. Jak wielką poczuł ulgę, gdy zamiast zielonych oczu ujrzał granatowe.
- Urian? Co ty tu... - przerwał, bo uświadomił sobie, jak głupie było to pytanie do zadania na głównym rynku podczas Święta Jedności. Urian był młodzikiem, który przyuczał się do zawodu wojownika. Był wysoki i miał długie łapy. Na jego ciele - smagłym i wątłym - nie widać było wielu mięśni. Basiorek nadawał się bardziej na szpiega lub posłańca - nie żołnierza. Na twarzy wciąż widać było dziecięcy tłuszczyk, a niebieskie oczy błyszczały niewinnie. Sierść była ciemnoszara, wyraźnie ciemniejsza na nogach i głowie. Przecinały ją jaśniejsze pręgi, schodzące z grzbietu w stronę brzucha. Samczyk zaznajomił się a Aarvedem podczas pierwszej wyprawy kadetów na trasę górską, którą Ved miał przyjemność (lub nie, zależy od perspektywy) prowadzić. Jakoś tak wyszło, że młodziak bardzo polubił rogacza i po jakimś czasie zaczął traktować go jak starsze rodzeństwo - szczególnie, że wśród rówieśników nie był zbyt lubiany ze względu na swoją niewielką tężyznę fizyczną. Vedowi zazwyczaj nie przeszkadzała obecność towarzysza, ale zwykle nie znajdowali się w tłumie, po którym krążyli jego brat i ojciec - a ich bardzo nie chciał spotkać tego dnia.
- Aarv! Jak miło cię widzieć, stary! - krzyknął nastolatek. Starszy wilk przygryzł wargę i rozejrzał się nerwowo, mimo że nikt nie zwrócił uwagę na podniesiony głos jego znajomego. Mnóstwo osób wrzeszczało, a powszechne rozmowy zagłuszały jakiekolwiek słowa, które nie padały w najbliższej okolicy.
- Nie drzyj się tak, proszę - mruknął cętkowany.
- Dlaczego? Każdy tutaj się drze! - zaśmiał się dzieciak. Dorosły samiec zmrużył oczy.
- Piłeś coś, młody? - zapytał podejrzliwie wojownik. Szczeniak pokręcił głową.
- Skądże! Ale mam do ciebie prośbę. Chodź!
I nie czekając na jego odpowiedź, wilczek lekko chwycił go za skórę na karku i pociągnął przed siebie.
- Idę, idę, nie musisz mnie tak targać! - Próbował wyrwać się rogacz. Nagle jednak Urian wbiegł do kręgu utworzonego przez gapiów. Puścił towarzysza z zadowoleniem malującym się na ciemnym pysku.
- Już wróciłem i znalazłem partnera!
Widowie zaczęli krzyczeć z zachwytem. Aarved rozejrzał się wokół ze zdziwieniem wymalowanym na pysku i dojrzał ścianę roześmianych, pogodnych twarzy, które niecierpliwie się w niego wpatrywały. Basior westchnął i poczuł, jak niepokój chwyta go za gardło.
- Słuchaj młody, ja...
- Panie i panowie! - przerwał mu żeński głos. Zielonooki zmarszył brwi. Koło niego stanęła pudroworóżowa wilczyca. Na jej słowa zgraja zaczęła skandować. - Mamy kolejnego ochotnika i w dodatku niezwykle młodego! Pogratulujmy mu odwagi! Jego przyjacielowi oczywiście też!
Zrobiła przerwę, a powietrze przeszyły gwizdy, śmiech i krzyki zachwytu. Urian kłaniał się z dumą.
- Co nam zaprezentujecie, panowie? - zwróciła się do niego prowadząca. Ten uśmiechnął się.
- To mój dobry kolega, Aarved. Oboje jesteśmy wojownikami i chcielibyśmy pokazać państwu nasze umiejętności walki. - Tutaj przerwały mu okrzyki dopingu. Wilczek pomachał łapą, prosząc o ciszę. - Aarved pewnie wygra, ale na pewno będzie miło na to popatrzeć, a my też będziemy się dobrze bawić.
- ,,My"? - przez dźwięki rozentuzjazmowanego tłumu przebił się głęboki, zirytowany głos. Zapadła cisza. - Jakie my? Nic mi o tym nie mówiłeś! Słuchaj, młody, naprawdę nie mam czasu na takie zabawy, muszę już iść. Spotkamy się jutro na ćwiczeniach, będę chciał o tym z tobą porozmawiać.
Odwrócił się na pięcie i zgromił widzów wciekłym spojrzeniem. I po to został tu zaciągnięty? Po to ten gówniarz zrobił przedstawienie? Wojownik powinien się stąd wynosić, jak najszybciej. Nie zdziwiłby się, gdyby Lordan, zainteresowany zbiegowiskiem, zechciał wetknąć nos w nieswoje sprawy. Już miał zacząć przepychać się przez tłum, gdy nagle usłyszał za sobą głos:
- Tchórzysz?
Przystanął gwałtownie i poczuł, jak dreszcz przechodzi mu przez grzbiet. Wziął głęboki wdech, próbując się opanować i spojrzał za siebie. Urian wyglądał, jakby właśnie dostał w twarz. Aarved poczuł, jak robi mu się wstyd, ale odrzucił to poczucie. Powinien stąd zniknąć.
- Posłuchaj, młody. Mam jeszcze dużo rzeczy do zrobienia. Zobaczymy się jutro - powiedział tym razem już łagodniej.
- No co pan, dziecku odmawiasz? - odezwał się ktoś z boku. Jego słowa uderzyły w Lerdisa niczym grom z jasnego nieba.
- Wojownik nie powinien się tak zachowywać - dodała inna osoba. - Walka jest dla ciebie pracą, wilku, co to za problem zrobić szczeniakowi przyjemność? Poniżanie młodych chyba nie wypada takim jak wy, co? Wzór cnót od siedmiu boleści.
Po widowni przeszedł oburzony szum. Wszystkim wydawało się, że Aarved był bez powodu przykry dla tak miłego, energetycznego młodzika i migał się od walki. Była jedna rzecz, której rogacz nie cierpiał bardziej od wizji spotkania w tłumie Lordana - a było to upokorzenie. Poczuł, jak krew się z nim gotuje. Miał ochotę krzyknąć na tłum, ale ugryzł się w język. Rozum podpowiadał, że powinien iść, ale słowa zgrai kłuły go boleśnie w serce. Duma nie pozwoliła zrobić mu kroku do przodu - była jak właściciel renifera, który mocno ściąga wodze, boleśnie ciągnąc go do tyłu. A rogaty był posłuszny swojemu poganiaczowi i jak dobrze wychowane zwierzę, cofnął się. Najpierw jeden krok, potem drugi.
- Dobrze. To kiedy zaczynamy? - zapytał z największym spokojem, na jaki było go w tym momencie stać. Wiedział, że być może tego pożałuje. Wiedział, że to głupie. Wiedział też jednak, że nie może pozwolić, by ten tłum go zlinczował i wyśmiał.
- Teraz!
Urian rzucił się na niego niespodziewanie. Aarved upadł na bok, ale szybko chwycił młodziaka za skórę i przetoczył się z nim na grzbiet. Podciągnął tylne nogi pod jasny brzuch i kopnął. Szczeniak krzyknął zdziwiony i odleciał w tył. Potknął się i upadł. Jego przeciwnik szybko skoczył na równe nogi. Tłum skandował, fala rozemocjonowanych twarzy wznosiła się i opadała wokół zapaśników. Zapach ekscytacji i prawdziwie zwierzęcego podniecenia wypełnił powietrze. Widzowie podzielili się na dwa obozy; jedni krzyczeli ,,Aarved, Aarved!", a drudzy - ,,Urian, Urian!".
Rogacz wziął rozbieg i przypadł do przeciwnika, próbując chwycić go za kark i przycisnąć do bruku. Szczeniak jednak odwinął się niezdarnie i wystrzelił w górę za pomocą swojej mocy. Otworzył pysk, a kula powietrza pomknęła w stronę Aarveda. Ten szybko uderzył łapą o grunt, podnosząc przed sobą mur błota. Ziemia prysnęła na boki, kiedy uderzył w nią pocisk. Basior usłyszał, jak Urian ląduje z głośnym tąpnięciem. Przypomniał sobie walkę z ojcem, kiedy to wycieńczony leciał w stronę ściany po potężnym kopnięciu rodziciela. W akcie desperacji cisnął w niego kulą ognia, a ten wykonał identyczny ruch, jak on sam przed chwilą.
Rozwiązał magię, a osłona rozsypała się w pył. Urian tylko na to czekał. Aarved ujrzał jedynie rozwarte szczęki, rozciągające się w triumfalnym uśmiechu. Zareagował instynktownie. Uderzył ponownie kończyną o kamienie i odskoczył w bok, robiąc unik. Usłyszał ciche tąpnięcie i jęk. Basiorek odtoczył się dobra dwa metry w tłum, który krzyknął w zdziwieniu. Zawsze tak było. Zawsze kończył na piasku, patrząc od dołu na zwycięskiego rówieśnika. Jedyne, co mu pozostało, to się śmiać. W ten sposób łagodził ból, jaki wywoływały w nim jadowite spojrzenia pogardy.
Wypluł z ust piach, zagłuszany przez okrzyki widowni. Bardzo pragnął wygrać tę walkę, mimo że wiedział, że nigdy się to nie wydarzy. Był jednak zwycięzcą z innego powodu - miał uwielbienie publiczności. Skazał się na z góry przegraną walkę, a tłum skandował imię odważnego kadeta. Nieważne, jak źle mu pójdzie - dziś nie ujrzy żadnego szyderczego wzroku.
Zerwał się z ziemi, a przed nim pojawił się jasny okrąg. Błysnął i nagle pojawił się przy rogatym wojowniku. Ten zamrugał zaskoczony, ale jego ruchy były błyskawiczne - wyrwał loda z łap stojącego w pobliżu szczeniaka i cisnął go w twarz przeciwnika. Razem z wrzaskiem obrabowanego dziecka w powietrze wzniosło się plaśnięcie, kiedy chwycił oślepionego Uriana i przycisnął go do ziemi.
Młody jednak nie miał zamiaru się poddawać. Otworzył pysk i cisnął w stronę Aarveda kulę wirującego powietrza. Ten uchylił się, ale musiał puścić młodziaka, który odskoczył błyskawicznie.
Odsunęli się od siebie. Zielonooki nawet się nie zdyszał. Mógłby wgnieść niebieskookiego wilka w piach, ale nie chciał tego robić. Widział, jak traktują go znajomi z treningów. Dostrzegał ból w jego oczach, kiedy po raz kolejny okazywał się najgorszy podczas testów. Ved wiedział, że ta walka to szansa na upragniony przez Uriana szacunek. Nie miał serca mu tego odbierać, zdawał sobie jednak sprawę z tego, że takie popisy nie rozwiążą jego problemów. To jak naklejenie plastra na otwarte złamanie. Musiał z nim o tym porozmawiać. Nie podobało mu się, że basiorek szuka ulgi w uwielbieniu gawiedzi - nie w intensywnym treningu, pracy i wytrzymałości.
Dlatego postanowił to zakończyć. Poczekał, aż niebieskooki znów błyśnie w jego kierunku, aby potem spróbować zaskoczyć go skokiem znienacka. Nie dał się jednak po raz drugi nabrać na tę samą sztuczkę. Złapał go za kark, gdy ten był w powietrzu, i przygwoździł do ziemi, najdelikatniej jak umiał. Mimo jego starań, Urian pisnął i spróbował się wyrwać, jednak na darmo. Aarved prawie tego nie poczuł, bo szczeniak był tak słaby.
Zapadła cisza. W końcu puścił nastolatka.
- Dobra, młody. Na dziś wystarczy - uśmiechnął się starszy wilk. - Wybacz za tamto.
Zmierzwił sierść na głowie dzieciaka. Ten popatrzył na niego z widocznym smutkiem w oczach, ale po tłumie podniosły się wiwaty.
- Jasne. Dzięki, stary - uśmiechnął się, ale widać było, że jest zawiedziony tak szybkim zakończeniem przedstawienia. - Posiłujemy się jeszcze kiedyś?
- Obiecuję. A teraz idę załatwiać swoje sprawy.
Komentatorka weszła żwawo do utworzonego przez widzów okręgu. Jej twarz mówiła jedno - była zachwycona widowiskiem, jakie urządziły widowni dwa wilki.
- Dziękujemy Urianowi oraz jego towarzyszowi za wzięcie udziału w dzisiejszym pokazie, to była w istocie emocjonująca walka! A teraz...
- Co się tu dzieje?
Aarved podskoczył jak oparzony, kiedy usłyszał ten znajomy głos. Pozostało mu jedynie zachować spokój i się wycofać. Jak najszybciej. Zniknąć w tłumie. Widział barwny pióropusz i ciemne uszy swojego brata, tak podobne do swoich, kiedy przepychał się przez tłum. Ugiął łapy, niemal przypadł do ziemi i przycisnął brodę do klatki piersiowej. Słyszał, jak pudroworóżowa wadera przepytuje Lordana. Nie widział, co się dzieje, przepychał się przez obce osoby najszybciej, jak mógł.
- Czy był tutaj rogaty wilk? - usłyszał za sobą. Szlag. Musiał zauważyć jego ściany ziemi.
- Tak... Czy to jakiś przestępca?
- Nie, po prostu dobrze się znamy i chciałem go zobaczyć, ale najwyraźniej ma dużo spraw na głowie. Zrobił ładne przedstawienie? - Aarved usłyszał ten czysty, dobrze sobie znany śmiech. Przeszedł go dreszcz. Modlił się do bogów, aby Lordan nie zobaczył dziwnego spojrzenia niektórych wilków w tłumie, które patrzyły za siebie ze zdziwieniem. Ktoś raz już go zapytał: ,,Wszystko u pana w porządku? Może pomogę?", ale nie doczekał się odpowiedzi. Wojownik przepychał się przez bagno gapiów. W końcu trafił na brzeg rynku i odważył się spojrzeć za siebie. Nigdzie nie było widać Lordana. Ved przygryzł dolną wargę, gotując się z wściekłości. Na Caishę, jaki on był głupi! Przeklinał sam siebie w myślach, wyzywając się od idiotów i kretynów, kiedy przechodził koło straży. Gdy odszedł kawałek od nich i upewnił się, że nie mogą go zobaczyć, ruszył biegiem w stronę domu. Przechodnie uskakiwali mu z drogi, a zielonooki gnał na ślepo, wyobrażając sobie, jak jego brat nagle wychodzi zza jakiegoś zakrętu. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. W końcu samiec zwolnił swój szaleńczy bieg, gdy znalazł się na skraju centrum. Z tamtego miejsca ruszył spokojnym krokiem do domu, czując, jak źle mu z tym, że musi unikać członków swojej rodziny, do której nie powinien w ogóle należeć.



Treść questu:
Każdy z nas chce spędzić ten czas w jak najbardziej niezwykły sposób i zacieśnić więzy między przyjaciółmi, a jaki lepszy sposób na to, niż pokazanie co się potrafi? Specjalnie na tę okazję, abyście mogli się wykazać, rozwinąć kreatywność i oszołomić tłumy, zorganizowaliśmy wam ten mały pokaz talentów. Weź udział w zabawie, wysil trochę wyobraźnię i wykorzystaj swoje zdolności w nowy, nietypowy sposób, zadziwiając wszystkich gapiów. Kogo spotkasz za kulisami? Co pokażesz? Jaka będzie reakcja na twój występ? Pamiętaj, że nie jest to konkurs, ale pokaz, by nie rywalizować i nie dzielić się na zwycięzców i przegranych. Każdy tu wygrywa! Miejmy jednak na uwadze, że każdy tu chce się jak najlepiej popisać. Co zrobisz, by wypaść jak najlepiej?
Minimum 1800 słów
Nagroda: 4pkt do dowolnego zagospodarowania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics