środa, 13 maja 2020

Od Quigley'a CD. Vallieany

Jak trafiłem do Symfonii Północy? Myślę, że gdybym opowiedział waderze historię ze szczegółami, mogłaby mnie wyśmiać. Jak jednak powiedzieć, że goniła mnie nieznana mi kreatura, przez którą zawaliłem jaskinię przy użyciu środków pirotechnicznych? 
- Ekhm, dama pozwoli że wytłumaczę jej to najkrótszą drogą. Zgubiłem drogę i przy pewnych niedogodnościach trafiłem wprost tutaj. - Vallieana nie odpowiedziała. Przez kawałek drogi towarzyszył nam dźwięk złowrogiego wiatru. "Naprawdę jestem szczęściarzem" - pomyślał. Podczas kontemplowania na temat minionych wydarzeń, wadera wreszcie się odezwała.
- Zostawia Pan za sobą subtelne, niebieskie ślady. Dlaczego? - Dyskretnie obejrzałem się za siebie, ażeby to skonfrontować wypowiedź z rzeczywistością. Rzeczywiście, wilczyca nie kłamała. Nie minęło jednak wiele czasu, aż udało mi się połączyć fakty ze sobą.
- To pewnie przez kontakt z niebieskim mchem. Wie dama co to jest? - gdy wadera przecząco machnęła łbem, pozwoliłem sobie kontynuować. - Odkryłem go, gdy zgubiłem drogę. Natrafiłem na jaskinię świecącą delikatnym blaskiem. Cała porośnięta była właśnie niebieskim mchem. Co prawda zgubiłem po drodze jedną próbkę, ale dzięki temu odkryłem jego właściwości. - Quigley wyjął delikatnie flakonik z mchem, podając go waderze. - To prezent ode mnie. Mam tego dość sporo, a skoro dama jest zielarką, to może się przyda. - Vallieana posłała mi ciepły uśmiech w ramach podziękowania. 
- W takim razie może chce Pan podzielić się tymi magicznymi właściwościami? 
- W rzeczy samej, chyba jednak nie chciałbym żeby damie stała się krzywda. Przy zderzeniu, mech wybucha. To jedyna właściwość jaką poznałem. Spróbuję przyjrzeć mu się bliżej po powrocie do jaskini, jednak jestem tylko alchemikiem. Być może dama jako zielarka będzie umiała znaleźć coś jeszcze. - To była jedyna tak istotna wymiana zdań. Oba wilki spędziły podróż na dość przeciętnej wymianie zdań. Droga okazała się niestety dość nieprzewidywalna. Quigley wraz z Vallieaną ledwo uszli ogromnej śnieżycy, która przybyła do Symfonii Północy. Ze względu na okoliczności wadera była zmuszona obrać inną trasę, która prowadziła przez Bumari. Quigley pierwszy raz odwiedzał te tereny, więc wszystko zdawało się go intrygować. Podziwiał bardzo wiedzę wilczycy na temat przeróżnych ziół. Była to dla niego pewnego rodzaju ważna lekcja. Coś jakby wrócił do czasów młodości, gdy poznał wilka imieniem Misirel. Imię nadało mu stado, na cześć boga. Był to pewnego rodzaju ojciec wszystkich zagubionych. Przygarnął Quigleya pod swoje skrzydła, gdy ten błąkał się po świecie. Nauczył go oddzielać swoje myśli, od tych należących do jego brata. Na samym początku ich wspólnej przygody wilk miewał bardzo dużo wizji, które wprawiały go niemal w szaleństwo. Zdarzało mu się budzić w nocy, wracając myślami do wydarzeń z przeszłości. Łamano mu kości, płonęło mu futro. Mdlał, wył i przeżywał wszystko na nowo. Przeżył cierpienia brata.

Gdy Quigley podniósł wzrok, znajdował się w zupełnie innym miejscu. Nie otaczały go drzewa, śnieg czy nawet skały. Stał pośrodku pustkowia. Krajobraz był bardzo zbliżony do słonej pustyni. Niebo emanowało wściekłą czerwienią. Piekły go łapy, ogromne, żółte słońce przeszywało całe jego ciało. "Gdzie ja jestem? Gdzie jest Vallieana?" - pomyślał, powoli rozglądając się wokół siebie. Momentalnie poczuł niepokój. Czyżby koszmary z przeszłości wciąż go nawiedzały? Nie, to przecież niemożliwe. Aktywować je mogą tylko bardzo intensywne emocje, a ostatnie chwile jakie pamiętał, to trucht wzdłuż rzeki. Skoro nawet incydent w jaskini nie był w stanie wywołać wizji, to co go tu sprowadza? Basior ruszył. Nie kontrolował swoich kroków. Nie kontrolował ciała. Świat się zawalił.

Wyglądało na to, że basior ponownie stracił kontrolę nad rzeczywistością. Tym razem już nie znajdował się na pustkowiu. Otaczała go bujna roślinność, w przeróżnych kolorach. Trawa emanowała jasnoniebieskim światłem, drzewa porastały liczne liany. Chwilę zajęło mu zorientowanie się, że znajduje się na wyspie. Po krótkim rozeznaniu dowiedział się, że wyspa nie była zbyt duża. Po wyjściu z gąszczu zauważył, że otacza go przejrzysta woda, w odcieniach fioletu. Podszedł do brzegu, gdy zorientował się że nie jest sobą. Jego futro mieniło się niczym u Verdisa. Quigley nie wiedział czyją postać przyjął. Nie wiedział również, jak wydostać się z obecnego stanu. Ponownie pomyślał o Vallieanie. Co teraz dzieje się z jego własnym ciałem? Czy wadera, która zgodziła się udzielić mu
pomocy jest cała? Niestety pozostały mu same domysły. Szelest. Wilk nadstawił uszu, będąc gotowym na potencjalne zagrożenie. Jednak jedyne co zauważył, to grupka nieznanych mu istot, dryfujących w powietrzu niczym po tafli wody. Wyglądem zbliżone były do basiora, a raczej do tego, czyje basior ciało obecnie użytkuje. Quigley spróbował powoli się wycofać, lecz gdy jego łapa dotknęła wody wzdrygnął się lekko. Istoty otoczyły go, przemawiając w nieznanym mu języku. Miał wrażenie że słowa bezlitośnie przepełniają mu umysł, próbując doprowadzić go do szaleństwa. I właśnie wtedy stało się to. Basior tracąc kontrolę rzucił się do gardła jednej z istot, niczym bestia. Ta jednak rozpłynęła się w powietrzu niczym dym. Reszta istot w mgnieniu oka poszła jego śladem. Nagle wilk został sam. Pozornie. Poczuł, że coś go ciągnie w stronę wody. Siła była coraz silniejsza, aż w pewnym momencie opór wilka był totalnie bezużyteczny. W chwili całkowitego zanurzenia się pod wodę, jego oczom ukazał się jednocześnie magiczny jak i przerażający widok. Wokół niego pływały dusze. Skąd wiedział, że to dusze? Po prostu wiedział. Przeszywały go, łącząc się z jego ciałem. Właziły mu do pyska, wpływały do ciała przez uszy i nos. Zaczął się topić. Próbował krzyczeć. Łamano mu kości, palono wnętrzności.


Quigley desperacko próbował nabrać oddechu. Bolał go każdy skrawek ciała. Z pyska wylatywały mu resztki lodowatej wody. Ledwo spojrzał w górę. Wadera stała nad nim, z przerażeniem w oczach.
- Dama wybaczy.. co się właśnie stało? - powiedział resztkami sił.

<Vallieana?>

Słowa: 889

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics