niedziela, 10 maja 2020

Od Kvischa CD. Spero

Nawet najpłytszy oddech powodował okropny ból w okolicach klatki piersiowej basiora. Z trudem próbował przez cały ten czas odzyskać świadomość, lecz, choć udawało mu się to chwilowo, niemal od razu zapadał ponownie w nicość. Pamiętał jedynie niewielkie urywki zdarzeń - unoszący się wokół niego zapach magii, czyjaś obecność, futro smagane wiatrem... Oznaczałoby to, że nie został jednak przysypany toną śniegu, co już zdawało się dobrą wieścią, jednak niewiedza o tym, co dzieje się z nim w tym momencie, napawała go lękiem i niepewnością. Jego zmysły były bardzo stępione i nie mógł zmusić się do trzeźwego ocenienia sytuacji. Przez większość czasu w jego głowie panował więc jednocześnie chaos i pustka, której nie potrafił ogarnąć. Niemal fizycznie czuł, jak dusi się przez to wszystko, nie może złapać oddechu, próbował usilnie wyrwać się z otaczającej go ciemności, lecz na próżno, jego ciało było wciąż zbyt zmęczone i osłabione, by tracić kolejne siły na podtrzymywaniu basiora przy świadomości.
Kiedy ocknął się następnym razem, o dziwo nie czuł już zimna ani porywistego wiatru na swej skórze. Nie wiedział jednak, gdzie się znajduje, ile minęło czasu i czy dalej grozi mu niebezpieczeństwo. Czuł jedynie okropny ból w niemal całym ciele, tępe pulsowanie w głowie, i dotyk okrywających go... futer? Pierwszą, dość irracjonalną myślą było, że leży pod stertą ciał, lecz był one zdecydowanie zbyt lekkie, musiałyby być co najmniej dobrze wypatroszone, a i tak zdawałyby się wtedy ważyć zbyt mało. Wyczuwał także na nich utrzymujący się od długiego czasu swój zapach, co oznaczałoby, że należało do niego, choć na ten moment nie do końca jeszcze docierała do niego ta myśl.
Jego uszy zaczęło niczym małe radary wyłapywać każdy nowy dźwięk, obracając się przy tym na różne strony, co mogło wyglądać z perspektywy drugiej osoby dość zabawnie. To, co go zaniepokoiło, to fakt, że decydowanie wyczuwał w pomieszczeniu czyjąś obecność. Nawet pomijając wyczuwalną dookoła woń magii, która mogła być jedynie pozostałością po nałożonych wcześniej czarach, dokładnie słyszał czyjeś bicie serca i przyspieszony oddech. Wróg? Przyjaciel? Jeśli wróg, to na co czeka? Jeśli przyjaciel, to co jeszcze tutaj robi? Podniósł lekko łeb, a łańcuchy przyczepione do obroży zabrzmiały metalicznym dźwiękiem, uderzając o siebie nawzajem. Z jego gardła wydobyło się głębokie, bulgoczące warczenie, a na pysku ukazał się długie, ostre kły, mające za zadanie dobitnie przekazać, by się do niego nie zbliżać. Zmusił swoje ciało do wstania, ponownie mieszając w swojej krwi i napędzając się adrenaliną, choć dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że gdy wszystko opadnie, nie będzie mógł się ruszyć przez długi czas. To nie miało jednak teraz znaczenia. Choć głowa pulsowała mu niemiłosiernie tępym bólem, a łapy uginały pod jego ciężarem, musiał określić, gdzie się znajduje. Bez tego czuł się jak ćma uderzająca o ściany i błądząca po omacku. Spróbował wziąć głębszy oddech, lecz to skończyło się jedynie atakiem duszącego kaszlu i jeszcze silniejszym bólem w okolicach klatki. Skulił się nieco, próbując się uspokoić, ignorując tym samym obecność nieznajomego, którego udało mu się w końcu zidentyfikować jako waderę spotkaną wcześniej. Nieco go to uspokoiło, bo, mimo że pałał do osób swojego gatunku czystą niechęcią i nie zamierzał obdarzać zaufaniem, to zawsze była to lepsza opcja niż tamto monstrum. Schylił niżej łeb, próbując złagodzić nieprzyjemne pulsowanie, lecz na niewiele się to zdało.
- Nie odzywaj się, nie zbliżaj i nie rób gwałtownych ruchów - syknął, w przerwie od natarczywego kaszlu, odwracając przy tym pysk w stronę nieznajomej. Wysilił wszystkie swoje zmysły, dokładnie analizując swoje położenie. Już wcześniej to miejsce zdawało mu się znajome, lecz jednocześnie... zmodyfikowane? Pod łapami zdecydowanie wyczuwał swoje posłanie, dookoła unosiła się również wątła woń trucizn, które sporządzał pewien czas temu w niewielkich fiolkach, a który teraz z powodu braku płynnego przepływu powietrza, zaczął gromadzić się w pomieszczeniu... No właśnie, skoro już o przepływie mowa, nie wiedział, czy to przez stępiony, zmęczony umysł, lecz nie słyszał charakterystycznego świstu i przeszywającego zimna, choć pogoda na zewnątrz nie zmieniła się za wiele. Dopiero po czasie, oprócz śladów magii wokół niego, wyczuł także chłodną woń po użytkowaniu lodowych zdolności po drugiej stronie komnaty. Czy była to ponownie sprawka wadery? Jaki miała w tym cel? Basior nie mógł tego rozgryźć, jednak wiedza o tym, gdzie się znajduje, a tym bardziej że jest to jego własne mieszkanie, ukoiła nieco jego napięte nerwy. Znał to miejsce na pamięć, dzięki czemu mógł się czuć tutaj nieco bardziej swobodnie.
Gdy w końcu niemal całkowicie się uspokoił, usiadł na lodowej posadce i skierował ponownie łeb w stronę wadery.
- Nie wiem, co tu jeszcze robisz i czego oczekujesz, lecz zdaje się, że winien ci jestem wdzięczność - słowa z trudem przechodziły przez jego gardło. Jego pracą była pomoc w potrzebie, lecz ona nie miała tego samego zobowiązania, co oznaczało, że pomogła mu niejako z własnej woli, bądź chcąc uniknąć wyrzutów sumienia. Nie wspominając już o załatanej wyrwie w ścianie, przez co wcześniej nie poznał miejsca, w którym się znajdowali. Mimo że nie rozumiał i nie widział powodu w tym działaniu, co nieco go dezorientowało, nie mógł zaprzeczyć, że winien jest jakoś się za to odwdzięczyć.
- Pogoda jeszcze się nie uspokoiła, więc, w drodze wyjątku, możesz tu zostać, dopóki wszystko nie ustanie. O ile oczywiście ci to odpowiada, choć nie idzie zaprzeczyć, że podróż w taką śnieżycę to istna głupota - powiedział, swoim charakterystycznym, syczącym językiem, wypominając jej niejako fakt, zapuszczania się wcześniej w góry. Szczerze wolałby niczego nie proponować, jednak sytuacja widocznie tego wymagała. Tym bardziej że nieznajoma zdawał się równie zmęczona wędrówką, a on sam nie wiedział, jak daleko mieszka. Choć właściwie z tego miejsca, każda, co większa namiastka cywilizacji zdawała się być odległa o wiele kilometrów. W końcu specjalnie z tego powodu wybrał to miejsce na swoje tymczasowe mieszkanie. Ponadto, mimo że nie było to po jego myśli, to kilka godzin z inną osobą, jeszcze nikogo nie zabiło. Choć nie mógł ukryć, że odczuwał w tym momencie ogromny dyskomfort, tym bardziej że nie wiedział, jak długo jeszcze uda mu się wytrzymać przy pełnej świadomości, a nie miał zamiaru drugi raz przy kimś odlecieć. Jedynak pewnych rzeczy nie szło powstrzymać, a jego pokłady energii, które nazbierał przez ten czas, topniały równie szybko, jak wiosenny śnieg.

<Spero?>

Słowa: 1007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics