sobota, 2 maja 2020

Od Spero - Święto Jedności - Quest II

Miałam już pewne doświadczenie z pomaganiem artystom z przygotowaniami do różnych uroczystości, dlatego nie zdziwiłam się zbytnio, gdy poproszono mnie o pomoc z przygotowaniem sceny i generalnie przedstawienia o powstaniu bariery z okazji corocznego Święta Jedności. Kilka tygodni przed dniem przedstawienia, gdy zaczęły się już na poważnie próby, Valentine dostarczył do mojej jaskini list z adresem zwrotnym Teatru La Cambre. I mimo, że miałam całkiem sporo innych zajęć związanych z tym świętem, nie wypadało mi odmówić.
Dlatego już następnego dnia stawiłam się we wskazanym w liście miejscu prób aktorów. Zwykle nie przykładałam wagi do estetycznych aspektów moich zdolności, w tym do umiejętności formowania lodu i śniegu w dowolny sposób. Jednak już jakiś czas temu dostrzegli to inni, w tym artyści Teatru La Cambre i inne znamienite osobistości świata twórczego. No i, jak to bywa z artystami (choć nie tylko), postanowili to wykorzystać do swoich celów. Byłam niemal pewna, że w Królestwie były także inne wilki, które potrafiły kreować lód, jednak z nieznanych mi przyczyn to właśnie ja w większości przypadków byłam proszona o pomoc. Być może miało to związek z tym, że byłam stosunkowo cierpliwa i bez słowa wysłuchiwałam wszystkich uwag, których artyści zwykle mieli multum, gdy przychodziło im pracować z kimś z zewnątrz... Ale nie mogłam nic stwierdzić na pewno.
Niemniej tak to właśnie zwykle wyglądało. I tym razem nie było inaczej.
- Spero, czy mogłabyś spojrzeć na ten płaszcz? - usłyszałam głos jednej z aktorek, który przerwał mi dość skomplikowaną i wymagającą pełnego skupienia czynność, jaką było formowanie z lodu kwiatów. Nie wiem, kto wpadł na ten jakże ambitny plan, żeby wykorzystać właśnie taki rodzaj dekoracji, zamiast prawdziwych kwiatów. Oczywiście wiedziałam, że generalnie, jeśli chodzi o kwiaty, to w klimacie, w jakim mieściło się Królestwo, było z nimi ciężko, ale w Podziemnych Ogrodach było ich pełno. Ścięcie ich i wykorzystanie do dekoracji nie powinno być problemem... No ale co ja tam wiedziałam. Nie ja tu byłam artystką. Może lodowe kwiaty miały jakieś znaczenie, walory estetyczne...
W każdym razie, w tamtym momencie głos aktorki przerwał mi wykonywaną właśnie czynność, rozpraszając mnie, przez co misternie formowany od przeszło piętnastu minut kwiat róży zamienił się w zwykłą kulkę lodu. Cholera. Piętnaście minut ciężkiej pracy poszło na marne. Wspaniale.
Nie chciałam jednak dać się ponieść emocjom i wszczynać jakiejś burdy. Aktorzy, z którymi pracowałam, i bez mojej ingerencji mieli skłonności do sprzeczek, czy raczej - gówno-burz. Dlatego po prostu na spokojnie porzuciłam na moment moje stanowisko pracy, obecnie zasypane lodowymi kwiatami, żeby podejść do wołającej mnie wadery.
- O co chodzi? - zapytałam spokojnie, patrząc na lodowo-niebieski płaszcz, który trzymała.
- Zastanawiałam się, czy dałabyś radę jakoś go zmodyfikować - wytłumaczyła podekscytowana. - Wiesz, pokryć cienką warstwą lodu, żeby nadać taki super efekt...
Skinęłam głową, załapując, o co jej chodzi. Wzięłam do łapy materiał, po chwili, posiłkując się magią, rozłożyłam go przed sobą w powietrzu, żeby się zastanowić, jak się zabrać za to, o co mnie poproszono. Okrywanie ubrań szronem było generalnie trudne, a dla noszącego niepraktyczne, szczególnie w przypadku, gdybym popełniła choćby najmniejszy błąd w tworzeniu warstwy lodu. Zbyt gruba warstwa usztywni ubranie, sprawiając, że stanie się niewygodne do noszenia, zbyt cienka nie będzie widoczna, a każda grubość wystarczy, by zamiast wrażenia ciepła u wilka, który nosi dane ubranie, pojawiło się uczucie chłodu, dotykające nawet wilki o grubej sierści. Działało to mniej więcej na takiej samej zasadzie, jakby wilk zanurzył się w wodzie, która zamarzła mu na sierści... no, mniej więcej. Wyjaśniłam wszystkie możliwe efekty założenia na siebie tak udekorowanego płaszcza waderze, jednak ta tylko wzruszyła ramionami i stwierdziła, że nawet jeśli w istocie tak będzie, to wytrzyma tak skromną niedogodność na czas trwania przedstawienia. Nie wnikałam. Osobiście bym się raczej nie zdecydowała na marznięcie w imię... czego tak właściwie? Sławy? Dobrego wyglądu?
Z ciężkim westchnieniem zrobiłam jednak to, o co zostałam poproszona. Dotknęłam lewitującej w powietrzu tkaniny, która natychmiast zaczęła się od tego miejsca pokrywać cienką warstewką szronu, układającego się w fantazyjne kształty, błyszczące ładnie w słońcu. Efekt faktycznie był bardzo ładny... i stosunkowo nietrwały, bo gdy aktorka zarzuciła płaszcz na siebie i wstrząsnęła się, poczuwszy chłód, o którym ostrzegałam, część lodowej ozdoby obsypała się z płaszcza.
Hm, czyli trzeba będzie zrobić nieco grubszą warstwę... I prawdopodobnie odtwarzać co scenę.
Jednak aktorka stwierdziła, że jest to wykonalne i za nic nie chciała wycofać się z tego pomysłu. Wymagało to ode mnie co prawda obecności za kulisami podczas przedstawienia, no ale kogo by obchodziło, czy nie miałam innych planów na ten czas...
Im dalej w las, tym bardziej żałowałam, że zgodziłam się pomóc. Miało się ograniczyć do tworzenia dekoracji, a tymczasem wychodzi na to, że zostanę głównym specem od efektów specjalnych i kostiumów aktorów.
Tak mijały mi kolejne tygodnie, każdy jeden coraz bardziej przybliżał nas do dnia "zero", czyli Święta Jedności i przedstawienia na otwartej scenie. Dysputy z aktorami, ich wieczne fochy i problemy do wszystkiego, czego bym nie zrobiła. Któregoś razu nie wytrzymałam i po prostu poinformowałam ich, że jak się z łaski swojej nie zamkną i nie dadzą mi pracować w spokoju, to rzucę to wszystko w cholerę i będą musieli szukać kogo innego, kto wyraziłby chęć pracowania z narcystycznymi wilkami. Chyba byli na tyle świadomi swojego podejścia do otoczenia i podejścia otoczenia do nich, by wiedzieć, że mogą mieć problem ze znalezieniem zastępstwa za mnie, bo na następny dzień byli dla mnie nad wyraz uprzejmi i nawet pozwalali mi pracować bez zbędnych komentarzy. Aż sama ich nie poznawałam.
Dzień przed Świętem Jedności pomagałam przy przewożeniu lodowych kwiatów. Miałam nadzorować załadunek, żeby wilki odpowiedzialne za to nie potłukły przez nieuwagę całych tygodni mojej ciężkiej pracy. W brew pozorom formowanie lodu to nie było takie hop-siup. Im więcej detali, tym więcej uwagi potrzeba, by czegoś nie spartaczyć. Dlatego też naprawdę nie miałam ochoty dowiedzieć się, że cała moja misterna praca została potłuczona w wyniku niedostatecznej uwagi jakiegoś wilka. Wolałam to wszystko nadzorować i w razie czego ingerować, a gdyby mimo to kwiaty się potłukły, mogłabym winić za niedopilnowanie wszystkiego tylko siebie.
Na całe szczęście żadne akcje związane z tłuczeniem lodowych kwiatów czy jakimkolwiek naruszeniem pozostałych ozdób nie miały miejsca. Wilki, które zostały poproszone o pomoc przy tym przedsięwzięciu, wykazały się zrozumieniem i szacunkiem dla pracy, jaką w to wszystko włożyłam i obchodzili się z nimi możliwie najdelikatniej.
Następnego dnia trzeba było natomiast to wszystko porozkładać.
Na szczęście i to obyło się bez większych komplikacji. Widać tym razem szczęście postanowiło się do mnie uśmiechnąć. Nareszcie, z łaski swojej, można by rzec. Od czasu do czasu miło było nie napotkać żadnych trudności w czasie wykonywania zadań dla Królestwa czy po prostu podczas wydarzeń dnia codziennego. Ile może się za kimś wlec pech?
Przy pomocy pozostałych wilków zatrudnionych do wsparcia przygotowań do przedstawienia, od rana uwijałam się jak w ukropie, wieszając girlandy z lodowych kwiatów, rozstawiając dekoracje i tworząc kilka statycznych, bardziej niż lodowe kwiaty topornych, a zatem będących dla mnie kwestią chwili, nim je stworzyłam. Również kurtynę ozdobiłam szronem, by nadać jej niesamowitego wyglądu, pozwalającego lepiej wczuć się w nastrój odgrywanej sztuki.
Nigdy nie byłam wielką fanką teatru, choć byłam w stanie dostrzec, co fascynowało w nim inne wilki. Ja w swoim życiu natykałam się na wystarczająco dużo przygód, by starczyło mi rozrywek nawet z nawiązką, inne wilki tych silnych emocji, wrażenia znalezienia się w innym świecie szukali właśnie podczas przedstawień Teatru La Cambre i innych, mniejszych trup objazdowych.
Gdy wszystkie dekoracje zostały już umieszczone na swoich miejscach, miałam chwilę czasu wolnego przed samym przedstawieniem. Postanowiłam spożytkować go na przejściu się po okolicznych stoiskach, tradycyjnie przejrzeniu, co różni kupcy mają do zaoferowania... No i tak się zagapiłam, pochłonięta różnorodnością towarów, ich barw, tekstury, zapachów... Że omal nie spóźniłam się na przedstawienie.
To znaczy, w zasadzie się spóźniłam. Uświadomiłam sobie, która godzina i że w zasadzie powinnam już być za kulisami, gdy byłam po przeciwnej stronie rynku, niż stała scena. Nie miałam czasu, żeby przeciskać się teraz przez tłum zgromadzonych na rynku wilków... więc po prostu przeskoczyłam w okolice sceny. A stamtąd miałam już niedaleko, by dotrzeć za kulisy i zająć się dopieszczeniem szczegółów, takich jak dekoracja stroi aktorów.
Całe przedstawienie uwijałam się jak w ukropie, w którymś momencie nawet dochodząc do wniosku, że chyba jednak wolałabym grać na scenie, niż pomagać w cieniu. To znaczy... nie chodziło tu o to, że pewnie nie zostanę w ogóle wyróżniona - miałam to naprawdę gdzieś, czy wszyscy dowiedzą się o moim wkładzie, czy nie, wręcz bardziej odpowiadało mi nierzucanie się w oczy. Chodziło mi po prostu o to, że aktorzy na scenie mieli mniej roboty, niż ja, starając się dopilnować, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Co było w sumie ironią losu, bo to oni byli zawodowcami, a ja miałam tylko nieco pomóc z ozdobami...
I gdy na koniec, wyczerpana ponad godzinną bieganiną, zdążyłam już nawet podziękować opatrzności, że nie zajmowałam się tym na co dzień, w końcu znalazłam chwilę, żeby usiąść i odsapnąć podczas oklasków na końcu przedstawienia... Stało się coś, czego się nie spodziewałam.
- Dziękujemy za tak ciepłe przyjęcie naszego przedstawienia - usłyszałam donośny, wyćwiczony do tego, by było go słychać, głos jednego z aktorów. Odruchowo nadstawiłam uszu. - W tym miejscu chcielibyśmy również podziękować pewnej niesamowitej waderze, która mimo, że w związku z trwającym Świętem Jedności i tak miała całkiem sporo na głowie... zdecydowała się nam pomóc, tworząc wszystkie te niesamowite, lodowe dekoracje i efekty specjalne, które państwo mogli podziwiać. Podziękujmy wszyscy niesamowitej Spero z Rodu Xijan! - siedzący koło mnie oświetleniowiec szturchnął mnie w bok, a ja podskoczyłam, zaskoczona. Patrzyłam szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami na aktorów, którzy teraz wszyscy, jak jeden mąż, skierowali swoje spojrzenia na mnie, siedzącą zaraz za kurtyną. - Spero, zapraszamy na scenę!
Byłam do tego stopnia w szoku, że oświetleniowiec dosłownie wypchnął mnie na scenę, gdzie dopiero, porażona ostrym światłem, oprzytomniałam na tyle, by o własnych siłach dojść do przemawiającego basiora i stanąć u jego boku. Rzuciwszy mu niepewne spojrzenie, ukłoniłam się lekko niezdarnie... Po czym rozległy się oklaski, owacje i wiwaty z widowni. I nie tylko stamtąd. Również aktorzy odgrywający przedstawienie dołączyli się do tego ogólnego wybuchu zadowolenia i radości, który udzielił się po chwili nawet mnie, bo uśmiechnęłam się delikatnie.
Może jednak ci narcystyczni artyści sceniczni nie byli aż tak egocentryczni, jak sądziłam...?


Treść questu:
Zostałeś poproszony o pomoc przy przygotowaniach do występu aktorów z Teatru La Cambre z okazji tegorocznego Święta Jedności. Na czym miała polegać twoja pomoc? Czy wszystko poszło gładko, a może wręcz przeciwnie, napotkałeś problemy, z których z trudem zdołałeś się wykaraskać? Po wszystkim zdecydujesz się obejrzeć przedstawienie, czy raczej zaszyjesz w jakimś ciemnym kącie, byle z dala od kompromitacji, jaką na siebie, być może, ściągnąłeś?
Minimum 1500 słów
Nagroda: 170 łusek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics