niedziela, 5 maja 2019

Od Leonarda CD. Renayi

Mimowolnie zaśmiałem się, słysząc końcówkę jej opowieści o tym, jak załatwiła tamtych kłusowników. No proszę, nie dość że posiada charakterystyczny wygląd, to jeszcze ciekawy charakter. Nie miałem w założeniach zawierania znajomości, ale może jednak zrobię wyjątek? Przynajmniej nie będę się nudził, a myślę, że możemy się fajnie dogadywać z tą czarnulką.
– No dobrze. – Zacząłem, próbując zebrać myśli o tym, co w ogóle mógłbym opowiedzieć o swojej historii. Nigdy nie lubiłem sobie jej przypominać. Mimowolnie opuściłem na chwilę wzrok, spoglądając w ziemię, by po chwili zacząć opowiadać. – Jak już wcześniej wspominałem, pochodzę z dosyć daleka. Ziemie, z których przybywam zwą się wyspami wilczych plemion. To tam dorastałem, z początku w Plemieniu Ognia, pod okiem przydzielonego mi przez alfę mentora. Kiedy ten zniknął, wszystko zaczęło się psuć. Z nienawiści do wilków o innym żywiole niż ten panujący w danym Plemieniu prawie zginęła moja siostra bliźniaczka, która zresztą i tak później mnie zdradziła i zostawiła. Stałem się alfą nowego, stworzonego przez siebie plemienia, chcąc pogodzić w przyszłości wilki ze wszystkich plemion, o różnych żywiołach. Ich nienawiść do odmiennego zdania była jednak tak ogromna, że w końcu zostałem skazany na śmierć. Straciłem wtedy wszystko. Pozycję, dom... rodzinę. – zacisnąłem szczęki, czując jak na wspomnienie tamtej chwili w ostatnim zdaniu aż drży mi głos. Sam nie byłem pewien czy ze złości czy z żalu. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że spoglądam na swoją towarzyszkę, jakby to ona była jednym z tych zdrajców, których nie potrafiłem wymazać z pamięci. Rozluźniłem się i opuściłem wzrok z westchnieniem, by nie poczuła się przez to nieswojo. Gdy ponownie podniosłem na nią ślepia, nie było już w nich ani odrobiny tego wyrazu sprzed chwili. – Oczywiście uciekłem. Wędrowałem po tym tak długo, póki nie znalazłem się tutaj. Postanowiłem zacząć od początku. – dokończyłem już spokojnym tonem, wstrząsając ramionami.
– Przykro mi. To musiało być trudne. – odparła wilczyca, wpatrując się we mnie współczująco.
– Tylko na początku. – skłamałem. Tak naprawdę w każdej chwili, nawet teraz byłem chętny się zemścić. Problem z tym że nie miałem odpowiedniej siły, by móc to uczynić, pozostałem z niczym, a nie było mowy o tworzeniu kolejnego plemienia, zwłaszcza tutaj. Postanowiłem zmienić temat. – Wiesz jak dostałem się na kontynent? – uśmiechnąłem się delikatnie dla rozluźnienia atmosfery. Gdy ta pokiwała pyskiem na boki, kontynuowałem. – Pewnego dnia obudziłem się na pirackiej łajbie, dasz wiarę? – uniosłem jedną brew – Nienawidzę wody, a tak się składa, że o swoim położeniu zorientowałem się dopiero wtedy, gdy na horyzoncie nie było już widać żadnych lądów. Noc przed tym musiałem naprawdę nieźle się bawić, skoro nic nie pamiętam. – zaśmiałem się, mimowolnie kiwając głową na boki. Do tej pory bawi mnie ta historia, chociaż wtedy nie było mi do śmiechu. Przynajmniej mogłem wtedy trochę zapomnieć o tym, co spotkało mnie wcześniej. A piraccy znajomi wcale nie byli tacy źli. No, chyba że ja jestem taki jak oni i dlatego się tak nieźle dogadywaliśmy. Ale to była rozrywka, wspólne rabowanie! Niestety wtedy znowu pojawił się mój największy lęk, ten cho*erny demon, który nie daje mi spokoju. – Pozostawiłem ich okręt, kiedy tylko dotarli do brzegu Królestwa Północy, no i zdecydowałem, że tutaj zostanę. – dokończyłem jednym tchnieniem, z zabawnym uśmiechem na ustach. Poczułem jak ze skaleczonej ostrym kłem wargi spływa mi krew. Często mi się to zdarzało więc po prostu ją starłem, prawie nie zwracając na to uwagi.
Wyjrzałem na zewnątrz, na ośnieżoną, chłodną krainę, którą miałem strzec właśnie teraz, o tej porze, jako nocny strażnik. No ale komu by się chciało podróżować o tej porze i w takiej pogodzie? Chyba musiałby być świrnięty. Ziewnąłem i położyłem się na już częściowo ugrzanej przez własne ciało ziemi.
– Zostaniemy tutaj na noc? – zapytałem leniwie.
– A czy ty przypadkiem nie powinieneś teraz patrolować okolicy? – samica uniosła jedną brew w rozbawieniu, spoglądając na mnie z niedowierzaniem.
– No niby tak. – zaśmiałem się, szczerząc zęby w uśmiechu.

<Renaya?>

Słowa: 628

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics