wtorek, 14 maja 2019

Od Nevt CD. Askalio

Patrzyłam za odchodzącym narzeczonym i nie mogłam uwierzyć. Odwrócił się by jeszcze raz mnie zobaczyć. Kochałam tego wariata, naprawdę go kochałam. Westchnęłam, gdy ostatni raz pokazał mi swój uśmiech i odszedł. Odwróciłam się i weszłam w końcu do domu. W moim brzuchu wciąż falowały motyle na wspomnienie tego pięknego wieczoru. Przyglądałam się naszyjnikowi, gdy nagle usłyszałam głos dochodzący z jednego z pokoi.
- Nevt? To ty? Myślałem, że od dawna śpisz w swoim pokoju. Przyjdź no tutaj.
To był mój ojciec. Spojrzałam na naszyjnik po raz ostatni. Przełknęłam ślinę. Askalio był dziś odważny. Naprawdę odważny. Odwaga to tak ważna cecha, która jest trudna do znalezienia i jeszcze trudniejsza do utrzymania. Dziś był długi dzień, pełen uczuć i niespodzianek, a szczęście mi dopisywało. Mój poeta kiedyś mi coś doradził. Myślę, że miał rację. Otworzyliśmy tego wieczoru wspólnie nową księgę, ale nie przewrócę kolejnej strony, jeśli nie znajdę teraz w sobie odwagi, którą tak się wykazał Aska. Czas zamknąć stary rozdział, który cytuję już na pamięć. Wzięłam parę głębokich wdechów przed tym, co miało się zaraz zdarzyć. Jak to się potoczy? Namphirze, broń mnie, Eruzanie daj mi siłę, a ty Kateris, spraw by mi wybaczył. Ruszyłam do pokoju mego ojca. Zastałam go na posłaniu z księgą na łapach. Czytał spokojnie przy świecy, a gdy weszłam nawet nie oderwał wzroku od lektury.
- Słucham cię, czemu przyszłaś tak późno? – Zapytał ojcowskim tonem.
Biłam się chwilę z myślami. Stres nie odpuszczał mi ani na chwilę. Dotarło do mnie, że się boję. Odrzuciłam jednak to uczucie i zastąpiłam je odwagą. Zamknę ten rozdział, co by się nie stało. Czekałam wystarczająco długo.
- Byłam na Zimowym Balu.
Ojciec zatrzymał się i w końcu powoli podniósł wzrok. Zmierzył mnie od stóp do głów. Wyprostowałam się pod tym spojrzeniem. Strach jest dziś moim wrogiem. Moje serce jednak galopowało w mojej piersi bez mojego pozwolenia, a gdy wzrok Sabrona zatrzymał się na naszyjniku, zamarło. Wiedziałam, że zaraz zapyta, dobrze, że przynajmniej nie zauważył jeszcze bransolety. Czemu wszyscy jej tak nie lubią? Czyżbym źle w niej wyglądała? Zaśmiałam się w duchu, najwyraźniej kiepsko żartuję gdy jestem zdenerwowana.
- Co to za wisior?
- Nie o tym chcę porozmawiać.
- Odpowiadaj jak cię pytam. – warknął Sabron. – Mówiłem ci tysiąc razy, że tak robią dobrze wychowane wilki. – wrócił jednak szybko do ojcowskiego tonu, gdy zauważył, że nie powinien się tak unosić z powodu nowego wisiorka.
- Jeśli musisz wiedzieć, to naszyjnik zaręczynowy. Ojcze, porozmawiajmy o…
- Zaręczynowy? Z kwiatów? – zaśmiał się - Przecież zaraz zwiędną. Jesteś taka głupiutka, jeśli przyjęłaś tą rzecz na znak oświadczyn. To wspaniale, że znalazłaś sobie kogoś, ale ten naszyjnik świadczy tylko o tym, że jego uczucie umrze, tak jak te kwiaty.
- One nie zwiędną ojcze. – wzięłam głęboki oddech – Są magiczne.
- Słucham!
Sabron zerwał się z miejsca, a w jego oczach błyszczał gniew i zaskoczenie. Może powinnam zdjąć naszyjnik przed tą rozmową, ale obiecałam, że go nigdy tego nie zrobię. Poza tym nie chciałam go zdejmować, dodawał mi odwagi. Odciągał nas jednak od tematu. Od czasu naszej rozmowy z Askalio zastanawiałam się jak mogę łagodnie przekazać prawdę ojcu i nigdy nie wyglądało to w ten sposób. Mój ojciec bowiem z nieznanego mi powodu nienawidził magii. Uważał ją za grzech, a jako uczeń wiary uważał, że za grzechy trzeba karać. Zabraniał mi się jej uczyć, używać jej a nawet o niej wspominać. Mówić nie wolno nam było także o matce, a na sam dźwięk słowa „dziadek” jeżyło mu się futro na karku. Nie rozumiem go, magia jest przecież wspaniała.
- Jest magiczny – powtórzyłam – zupełnie jak ja. Ojcze, chcę ci o czymś powiedzieć.
- Może powiedz mi o tym, że moja córka przyjęła oświadczyny od jakiegoś magicznego grzesznika!
- Magia nie jest grzechem ojcze! To piękna dziedzina życia, którą można używać do wielu wspaniałych rzeczy.
- Co powiedziałaś?
Ojciec zrobił krok do przodu, był naprawdę zdenerwowany. Ups. Ale teraz nie ma odwrotu. To dziś jest ten dzień.
- Powiedziałam, że magia to najcudowniejsza rzecz, jaką udało mi się poznać, na równi z narzeczonym, ale to inna kwestia. Chciałam ci to powiedzieć od dawna... Uczę się magii. - Spojrzałam w oczy ojca, w których znalazłam ogromny gniew. Nie przestawałam jednak mówić, bo gdybym teraz przerwała, odebrałoby mi głos, a ojciec miałby szansę się odezwać. – Nie, nie tylko się jej uczę. Jestem w niej naprawdę niezła. I nie pracuję jako pomocnik bibliotekarza. Jestem Magiem Białej Magii, oraz zamierzam niedługo zostać Wielkim Magiem. A właściwie najwspanialszym z Wielkich Magów i nikt mnie nie powstrzyma.
Ojciec ryknął z furią. Sierść na jego karku się zmierzwiła. Cisnął książką przez cały pokój. Stanął nisko na łapach i spoglądał na mnie. Przypominał mi dzikie zwierzę. Przeraziłam się tą myślą.
- Wielkim Magiem powiadasz? A jak zamierzasz tego dokonać co? Zabijesz kogoś, jak zrobił to potwór, hę?
- Zabiję? Potwór? O czym ty mówisz ojcze? Ja przecież…
Zaczęłam nieśmiało, lecz nie dane było mi skończyć, ponieważ stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Sabron skoczył na mnie z wyszczerzonymi kłami. Przerażenie wzięło górę nad wszystkimi moimi zmysłami i myślami. Próbowałam się bronić. Udało mi się jakoś zrzucić basiora z siebie i wstać. On jednak też wstał. W głowie miałam jedno słowo, które odbijało się echem i powracało z każdym ruchem ojca. Szalony. Co on wyprawia?
- Ojcze… co ty… co ty robisz? – Zapytałam jąkając się lekko.
- Od kiedy uczysz się tego cholerstwa?
- Od kiedy… to…
- Odpowiadaj! – Warknął na mnie wściekle.
- Znalazłam kiedyś zeszyty dziadka… - Ognisty błysk zaistniał w spojrzeniu Sabrona, poniewczasie zauważyłam, że wspominanie o tych zeszytach było chyba błędem, ale co się stało, to się nie odstanie, nie mogłam cofnąć swoich słów.
- Dziadka!? – Wzrok Sabrona stał się rozbiegany, jakby analizował coś bardzo złożonego, czego nie mógł rozwikłać przez lata i nagle znalazł ostatni fragment układanki. – Kiedy… Kiedy je znalazłaś?
- Jakoś… Jakoś dwa lata temu…
Saborn znów skupił wzrok na jakimś punkcie w podłodze.
- Dwa lata… - powtórzył cicho – grzeszyłaś przez dwa lata. Uczyłaś się z zeszytów potwora, może nawet go podziwiałaś! I ukrywałaś prawdę przede mną. Wiesz, że magia to najgorszy z grzechów. Ona doprowadza do rzeczy strasznych. Musisz zostać ukarana. Tak… kara, musisz dostać swoją karę. Jeśli Bóg cię jeszcze nie ukarał, ja to zrobię. Ukarzę cię, zanim będzie za późno.
- Za późno na co? Jak to mnie ukarzesz ojcze? Za co? Za magię? Jestem przekonana, że źle do tego podchodzisz…
Ojciec podniósł na mnie wzrok, a ten odebrał mi głos. Nie widziałam w nim żadnej litości. Czułam od niego tylko chłód i mrok. Byłam zdezorientowana jak nigdy. Pokój pociemniał, czy to mi się zdawało? Futro mojego ojca zaczęło falować, a ja czułam potężną czarną magię zbierającą się wokół niego. Nie wiedziałam, że mój ojciec umiał posługiwać się magią. Wbiło mnie to w ziemię. Patrzyłam na wilka przede mną i nie poznawałam go ani trochę. Mój ojciec nie znosił magii. Mój ojciec gardził magią. Wiedziałam o tym. Mój ojciec nigdy nie użyłby czarów. Czułam jak wzbiera w nim magia. Widziałam, jak tworzył się za nim wiatr i widziałam, jak przedmioty znajdujące się w pokoju unoszą się i zaczynają krążyć wokół niego, jakby je kontrolował. Zorientowałam się, że to moc telekinezy. Mój ojciec miał żywioł telekinezy. Schyliłam się, by uniknąć lecącej w moją stronę ramy z obrazem górzystego krajobrazu. On był szalony! Co on próbuje zrobić?
- Przestań! – Krzyknęłam na niego, lecz ten odpowiedział mi tylko okropnym śmiechem.
- Jestem posłańcem mego Boga na tej ziemi. – krzyczał do mnie między rzucaniem przedmiotami – Jestem sprawiedliwością, która karze grzeszników. Jestem posłańcem, który ma karać i ukarzę cię za twoje grzechy, zanim zabijesz kogoś jak tamten potwór, który odebrał mi ukochaną.
Czy on mówił o mojej matce? Nie wiem, byłam zbyt przerażona i skupiona na nie oberwaniu jakąś przypadkową rzeczą. Sabron jednak chyba się zdenerwował, ponieważ po rzuceniu świecą, która wciąż się paliła, krzyknął wściekle i zaczął próbować zgnieść mnie psychicznym atakiem. Wywierał na moim umyśle presję, która słabszych ode mnie mogłaby zabić. Powoli docierało do mnie, że mój ojciec był kompletnie szalony. Zaczął mówić pod nosem jakąś dziwaczną modlitwę. Opierałam się jego naciskowi za pomocą magii, jednak im bardziej walczyłam, tym nacisk stawał się większy.
- Przestań! Porozmawiajmy!
Wierzyłam w niego mimo wszystko i chciałam, żeby przejrzał na oczy. Może i był szalony, może to śmierć mojej matki pomieszała mu w głowie, ale jest jeszcze szansa, że uda mi się jakoś do niego trafić.
- Posłuchaj, posłuchaj mnie! Nie musisz tego robić. Nie zamierzam nikogo zabijać. Przestań!
Nic do niego jednak już nie mogło dotrzeć. Ogarnął go szał krwi i mroku.  
- Magia prowadzi do śmierci i zniszczenia. Nie pozwolę ci zabijać i niszczyć! - Krzyknął zupełnie mnie ignorując i podbiegł do mnie, nie zmniejszając nacisku na mój umysł. Uderzył mnie z całej siły w brzuch, aż zgięłam się w pół. Gdy ten cios odebrał mi powietrze z płuc, Sabron kopnął mnie w plecy. Wyłożyłam się na deskach i straciłam na chwilę koncentrację. Ojciec nie omieszkał wykorzystać tej okazji. Wdarł się mocniej do mojego umysłu i zaczął mnie niszczyć od środka. Wyciągał wszystkie moje najgorsze wspomnienia, wzmagał mój ból.
- Czemu to robisz!? – zawołałam z bólem.
- Chcesz wiedzieć czemu? Zabijesz kogoś. Zrobisz dokładnie to samo co on. Powstrzymam cię zanim do tego dojdzie!
- Dojdzie do czego? O czym ty mówisz? Zrobię dokładnie to samo co kto?
- Pokażę ci.
W moim umyśle nagle pojawiła się wizja. Mój ojciec pokazywał mi zdarzenia z przeszłości. Pokazywał mi notatki dziadka traktujące o śmierci, umierającą matkę i eksperyment. Ukazał mi moje najwcześniejsze wspomnienia, z paru tygodni po moim urodzeniu. Pokazał mi najczarniejszą magię, jaka mogłam widzieć. Magię, mającą na celu ujarzmienie śmierci. Pokazał mi jak zginęła Teyrani, moja mama. Pokazał mi skąd mam znaki. Pokazał mi, czemu zwariował, na punkcie magii. Mój umysł nie mógł tego pojąć, nie mogłam ogarnąć zła, które czaiło się za tą historią. Magia. Wszystko to spowodowała magia… Te… zło.
Zdałam sobie sprawę, że nacisk zelżał, a ja leżałam na podłodze palącego się odrobinę pokoju. Ogień lizał powoli ścianę za mną, a ojciec patrzył na mnie stojąc w dumnej pozie z szaleństwem na pysku.
- Tak, magia jest zła.
Myślałam o tym eksperymencie, o dziadku, o matce, o tym, co zrobili. Myślałam o daremnej śmierci, myślałam o zniszczeniu, jakie może nieść magia. Czułam coraz większy gniew i obrzydzenie do rzeczy, którą tak kochałam. Spróbowałam ułożyć się w pozycji z której najłatwiej byłoby mi się podnieść.
- Tak… Magia… magia jest…
Moja łapa natrafiła na coś o czym prawie zapomniałam. Naszyjnik Askalio. Przykład dobrego użycia magii. Pięknego użycia magii. Poczułam się nagle, jakby jakiś woal, który pokładł się na moim umyśle nagle się odsunął. Jak mogłam zapomnieć choć na chwilę o tym naszyjniku? Nagle zrozumiałam, że ojciec próbował mi namieszać w głowie. Zwieść mnie i odciągnąć. Prawdopodobnie użył jakiegoś zaklęcia zaćmiewającego zmysły, które wykorzystywało żywioł umysłu i mroku. Jednak ja też używałam wciąż magii, a do tego miałam silny bodziec, by otrząsnąć się z tego stanu zaćmienia. Oh, Askalio, nawet nie wiesz jak mi dziś pomagasz. Mój ojciec był szalony. Nie rozróżniał dobra od zła, nie pojmował piękna i wspaniałości magii. Żył tylko z nienawiści i przez to stracił zdrowe zmysły. Był niebezpieczny i potężny. Silny i całkiem dobry w magii, ale ja też miałam swoje zalety. Byłam szybsza od niego, mądrzejsza, potężniejsza i co najważniejsze, nie byłam sama, bo miałam kogoś przy sobie. Zacisnęłam łapę na naszyjniku. Mogłam go powstrzymać i musiałam to zrobić. Jeśli nie chciał przestać po dobroci, muszę go powstrzymać po staremu, czyli z użyciem siły i sprytu. Ale jak? Wstałam nie podnosząc wzroku na ojca. Miałam pomysł.
- Jest… zła. Tak. Masz rację.
- Wiedziałem, że jesteś na tyle mądra, że to zrozumiesz. Szkoda tylko, że tyle ci to zajęło… Teraz już nie możesz uniknąć kary.
- A co z tobą? – Zapytałam szybko zanim Sabron zdążył zrobić krok w moją stronę.
- Słucham?
- Każdego, kto używa magii trzeba karać, prawda? Ty też właśnie używasz magii. Powinieneś zostać ukarany, czyż nie?
Mówiąc to patrzyłam już w oczy ojca. Jego źrenice zwęziły się, wciągnął powietrze w płuca, jakbym co najmniej uderzyła go w twarz.
- Ja jestem tym, który kara. Moje grzechy zostaną mi odpuszczone, gdy wypełnię swe zadanie. Myślałem, że już rozumiesz, ale ty dalej jesteś bezmyślna. Dosyć. Pogódź się z losem i przyjmij karę.
- Powstrzymam cię.
Sabron skoczył na mnie i wywiązała się między nami walka.
~*~
Wypadłam z portalu w miejscu, którego nie rozpoznałam od razu. Mój ojciec… Łzy płynęły mi po policzkach. Byłam obolała i wyczerpana po tym, co stało się w moim domu. Resztką sił otworzyłam drugi portal i wylądowałam w tym miejscu. Wiatr nie wiał, panowała tu cisza i spokój. Śnieżny puch pode mną był tak miękki i wygodny… Nie potrafiłam się nawet poruszyć. Byłam zbyt zmęczona. Tuż przed zaśnięciem zdołałam jeszcze zobaczyć cień zmierzający w moją stronę. Nie obchodziło mnie to już, a nawet gdyby, to co mogłam zrobić?

 <Askalio? Cóż...>

Słowa:2135

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics