środa, 8 maja 2019

Od Spero CD. Lysandra

Posłałam mu krzywy uśmiech. Uważając, że to wystarczy za odpowiedź, odwróciłam się i już chciałam zniknąć w głębi jaskini, ale Lysander mnie zatrzymał. Zastąpił mi drogę i z poważnym wyrazem pyska spojrzał mi w oczy.
- Obiecaj - zażądał nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Przewróciłam oczami, uważając tego typu obietnice za lekką przesadę. No przecież nie rzucę się samotnie na wyprawę w góry Urcavis...
Ym, jednak nie. Po przemyśleniu sprawy dochodzę do wniosku, że jednak byłabym do tego zdolna. No ale bez przesady, skoro zaoferował się, że ze mną pojedzie...
Ach, no tak. To tym większy powód, żeby wystawić go do wiatru i zwiać pod osłoną nocy. Perspektywa wspólnej podróży z nim i jeszcze innymi basiorami... nie napawała mnie optymizmem.
Lysander cały czas wpatrywał się we mnie, oczekując złożenia obietnicy. Uciekłam wzrokiem przed jego spojrzeniem.
- Spero - powiedział ostrzegawczo, zbliżając się do mnie o krok. Nie miałam jak się cofnąć, bo za plecami miałam ścianę, dlatego jedynie skuliłam się nieznacznie.
- No już dobrze, dobrze - fuknęłam, wbijając wzrok w swoje łapy. - Obiecuję.
Najwidoczniej to go nie przekonało. Wyciągnął łapę w moją stronę i uniósł moją głowę zmuszając, bym spojrzała mu w oczy.
- Całym zdaniem - zażądał stanowczo. W kącikach ust błąkał mu się jednak uśmiech.
- Obiecuję, Lysandrze z Rodu de Luynes, że nie wymknę się samotnie na misję pod osłoną nocy, a zaczekam, aż przybędziesz tu, by mnie eskortować - powiedziałam, dzielnie starając się zachować uroczysty ton. Jednak na koniec nie wytrzymałam, a na moje usta wypłynął uśmiech. Basior odpowiedział tym samym, po czym puścił mnie i odsunął nieco, dając mi więcej przestrzeni.
- W takim razie, Spero z Rodu... - zaciął się, zdając sobie sprawę z tego, że nie wyjawiłam mu nazwy Rodu, z którego się wywodzę. On swojego z resztą też nie, ale o osobistościach jego rangi po prostu się słyszy.
- Z Rodu Xijan - podpowiedziałam mu uczynnie, nie mogąc powstrzymać cisnącego się na usta kpiącego uśmieszku.
- Hm, interesująca nazwa. Mogę wiedzieć, skąd pochodzi?
- Może kiedyś ci o tym opowiem - mrugnęłam do niego porozumiewawczo. Na całe szczęście przyjął moją propozycję i nie drążył tematu.
- A więc, Spero z Rodu Xijan, do zobaczenia jutro skoro świt - zasalutował mi żartobliwie, oddalając się w kierunku skraju półki skalnej przed moją jaskinią. - Bądź gotowa.
I odleciał.
Śledziłam go wzrokiem, aż zniknął mi z pola widzenia. Dopiero potem weszłam do jaskini, żeby zacząć przygotowania do wyprawy.

~•~

- Gotowa? - usłyszałam od wejścia, tak jak obiecał Lysander, z samego rana. Słońce nie zdążyło nawet na dobre wyłonić się zza horyzontu, a on już wparował do mojej jaskini... W niektórych kręgach mogłoby to być uznane za nietakt, jednak basiorowi to widać nie przeszkadzało.
- Jeszcze pytasz - prychnęłam, sięgając po płaszcz z niedźwiedzich skór, który dla siebie przygotowałam. - Zastanawiałam się już nawet, czy nie złamać obietnicy i nie wyruszyć w Góry sama.
Lysander widocznie nie załapał żartu, bo zgromił mnie wzrokiem. Przewróciłam oczami i mijając go, pacnęłam żartobliwie w ucho.
- Tylko żartowałam, głupolu - uśmiechnęłam się do niego promiennie.
Basior wymamrotał coś niezadowolony, ale zaraz już zrównał się ze mną i ramię w ramię wyszliśmy na zewnątrz. Oczywiście Lysander, niczym prawdziwy dżentelmen, nie mógł pozwolić, żebym sama dźwigała swoją torbę. Stoczyliśmy o to zażartą, acz krótką dyskusję, którą zakończyłam ostatecznie stwierdzeniem, że w torbie mam masę flakoników i innych pierdół, wyjątkowo narażonych na popękanie, a jeśli przyjdzie nam stanąć oko w oko z niebezpieczeństwem, to on ma mnie przecież bronić.
- No to, wypadało by chyba, żebyś poznała naszych towarzyszy podróży - rzucił Lys, gdy opuściliśmy jaskinię. U jej podnóża siedziały dwa wilki, każdy z własną torbą podróżną zarzuconą za grzbiet. - Ten płomienno-rudy to James, drugi natomiast zwie się Hercules. Moi bliscy przyjaciele - Lysander spojrzał na mnie kątem oka, gdy oceniałam wzrokiem tę dwójkę. - Odpowiadają twoim standardom? - zapytał po chwili z nutą humoru w głosie.
- A jakie to są niby moje standardy? - zaśmiałam się. Nie czekając na odpowiedź, korzystając z magii, przeskoczyłam z półki skalnej na polankę, na której przedstawiona właśnie dwójka prowadziła zażartą dyskusję na jakiś temat. Nie zauważyli mnie do momentu, aż z góry nie sfrunął Lysander i nie wylądował koło mnie. Dopiero wtedy spojrzeli w naszą stronę.
- Witamy szanowną waderę - odezwał się jeden z nich, przedstawiony jako Hercules. Skinęłam mu głową z uśmiechem.
- To właśnie Spero - przedstawił mnie Lys.
- Domyśliliśmy się - James mrugnął do mnie, na co stojący u mojego boku basior warknął ostrzegawczo. Zerknęłam na niego zaskoczona. A temu co?
- Miło mi was poznać - zwróciłam się do obcych mi basiorów, postanowiwszy zignorować dziwne zachowanie Lysandra. - Dziękuję, że zgodziliście się mnie eskortować - dodałam, dziękując każdemu z osobna skinieniem głowy.
- Cała przyjemność po naszej stronie - odparł Hercules.
- Dobra, starczy tych pogaduszek - rzucił nagle Lysander, podejrzanie jowialnym tonem. - Chodźmy już, bo nas noc zastanie.
Z tymi słowami odwrócił się i ruszył ścieżką przez las. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, zaskoczona jego zachowaniem. Hercurles i James popatrzyli po sobie, pewnie zdziwieni tym samym, co ja, ale ostatecznie wzruszyli tylko ramionami. Poczekali, aż ruszę za Lysandrem, dopiero wtedy dołączyli do naszego niewielkiego pochodu.
Czekały nas dobre dwa dni drogi, nim dotrzemy do gór Urcavis.

<Lysander?>

Słowa: 820

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics