sobota, 11 maja 2019

Od Lysandra CD. Spero

Spoglądałem w ogień, który wypalał kolejną porcję drewna. To była idealna okazja żeby wysłać Jamesa i zostać na moment sam na sam ze Spero. Tak też zrobiłem. Basior poszedł po opał, a Hercules pełnił straż. Po tym co się tam stało mieliśmy tylko pytające spojrzenia. James choć ciekawski i narwany wolał zostawić tę sprawę, przynajmniej nauczył się w ciągu tych wszystkich lat odrobiny powściągliwości i nie wtykania nosa w nie swoje sprawy. A Herc? On wiedział, że w jego zadaniu należało chronić maga, więc nie zadaje zbędnych pytań. Może to nawet lepiej. 
Ja również nie kazałem waderze się spowiadać. Przecież to jej prywatna sprawa i choćbym nie wiem jak pragnął ulżyć jej w cierpieniach i wspomnieniach to dopóki ona mi na to nie pozwoli, nie zrobię zbędnego kroku do przodu, nie chcę jej wystraszyć. Choć przyznam, wadera jest mi niezwykle bliska, pomimo tej krótkiej czasowo znajomości.
Pogoda była o wiele lepsza gdy wracaliśmy, przez co szacuję, że gdy jutro wyruszymy o świcie, po południu będziemy już w domu. No proszę, zdążymy nawet wypocząć przed balem, który jest kilka godzin później. Nie przypuszczałbym. 
Kiedy James zniknął mi z pola widzenia podszedłem do Spero, kładąc się obok niej. Nic nie powiedziała od chwili gdy walczyliśmy z tym basiorem. Czułem, że nie chce o tym opowiadać i się tłumaczyć więc nie wierciłem jej dziury w brzuchu. Po boju wilczyca zajęła się zbieraniem danych i chyba to powinno się dla mnie liczyć najbardziej...
- Trzymasz się z dala od ognia. Jeśli podejdziesz bliżej będzie ci cieplej - powiedziałem. Może mój ton był trochę oschły, ale było to raczej spowodowane zmęczeniem, poharatanym grzbietem i raną na skrzydle aniżeli moim złym nastawieniem do wadery.
- Dziękuję, nie trzeba- powiedziała, spuszczając wzrok. Zrobiła się cichsza niż przedtem.
- Wiesz, jeżeli chodzi o tego maga... - zacząłem. - Nie musisz mi się tłumaczyć. Jak widzisz żadnemu z nas.
- Nie mów, że nie interesuje cię co tam się działo i z kim musiałeś walczyć. - spojrzała na mnie. Jej wzrok wydawał mi się rozbiegany.
- Wiem, że znasz tego wilka. Po resztę opowieści przyjdę kiedy indziej. - posłałem jej ciepły uśmiech.
Między nami znów zapadła cisza, którą postanowiłem przerwać. Może czas najwyższy komuś powiedzieć o tym co się działo.
- Stella - szepnąłem, co zwróciło uwagę mojej towarzyszki. - Jak wspomniałem Stella była przyjaciółką mojej siostry Ivone. Zawsze trzymały się razem. Moja matka traktowała ją jak przybraną córkę. To samo było z jej młodszym bratem. Młody chodził za mną wszędzie. Nawet nie wiesz jak bardzo cieszyłem się wiedząc, że Jacques widzi we mnie autorytet. Ale nie zasługiwałem na to. Maluch miał niecałe pół roku kiedy zaczęła się wojna. Przystąpiłem do niej. Byłem wtedy jeszcze nikim, stopień generała zdobyłem dopiero rok później. W kraju panowała anarchia. Kracja chciała wytłuc mieszczaństwo i na odwrót. Ja do kracji nigdy nie należałem... Trenowałem w pobliżu jednej leśnej chaty. Nie zorientowałem się kiedy Jacques przyszedł tam za mną. Parę basiorów z wyższego stanu na mnie natrafiło i wywiązała się walka. Trzech na jednego było wtedy dla mnie większym wyzwaniem niż dzisiaj. Jeden rzucił we mnie kulą ognia. Odskoczyłem. No i wtedy. - wziąłem głęboki wdech, wpatrując się w ognisko - żywioł uderzył o drzewo, rozpętał się pożar. Druga kula, druga trafiła już w chatę. Usłyszałem cichy krzyk, głos rozpoznałem w jednej chwili. Jacq był tam! Zerwałem się do lotu, ale na skrzydle poczułem zaciskające się szczęki. Zęby przebiły się przez moją skórę, docierając do mięsa. Zawyłem z bólu, ale nie mogłem odpuścić. Wtedy drugi basior rzucił się na mnie. Straciłem dużo krwi, ale nie wystarczająco żeby leżeć tam wtedy przygwożdżonym do ziemi i patrze...patrzeć jak szczeniak pali się żywcem. - zamknąłem na moment oczy, bo w głowie znów miałem ten obraz. Widziałem gorsze rzeczy na oczy, ale Jacq, on był tylko szczeniakiem, który trafił tam przeze mnie. - Stella zmarła kilka tygodni później w wyniku wybuchu. Nigdy mi tego nie wybaczyła.
- Lys...
- Nawet mi nie mów, że to nie moja wina. Gdyby nie ja on nie znalazłby się tam! - odpowiedziałem, unosząc głos. Poczułem się lepiej mówiąc jej o tym, ale nie chciałem w tej chwili słuchać, że to nie moja wina. - Widzę duchy. Moim zmarłych kompanów i Stelli, ale o tym już ci mówiłem...
- Ja... To okropne, nie powinno się stać - powiedziała, szukając punktu, na którym mogłaby zaczepić wzrok. W końcu jednak zatrzymał się on na mnie. - Twoje skrzydło. Nie zauważyłam tej rany. Pomogę ci
- Nie trzeba - powiedziałem szybko, lecz ta spojrzała na mnie nieustępliwym wzrokiem. W końcu coś nowego. - Dobrze, ale nie chcę żadnych maści czy magii. Wystarczy mi bandaż czy plaster - kiwnęła głową. Wyjęła z mojej podręcznej torby potrzebne rzeczy i zaczęła mnie opatrywać. Uważałem to za naprawdę niekonieczne. Przecież gdyby ktoś dotykał mojego ciała wyczułby pod sierścią dobrych kilkanaście blizn. Większych i mniejszych.
- Wiesz. Jeśli chodzi o tego maga - zaczęła mówić, a ja bacznie ją obserwowałem. Już skończyła mnie praktycznie opatrywać. Nie wiem co, ale jakaś siła kazała mi w tej chwili podnieść łapę. Przyłożyłem ją do polika, w którego zraniła się Spero, co sprawiło, że ta zaniemówiła. Kilka sekund tak trzymałem, dopóki nie zorientowałem się co robię.
- Przepraszam - rzuciłem szybko, wstając. - Lepiej pójdę się położyć i odsapnąć - zniknąłem najszybciej jak mogłem.
~*~
Wyruszyliśmy o świcie. Tak jak obliczyłem. Do balu zostały jeszcze cztery godziny. Gdy się rozdzieliliśmy nie powiedzieliśmy sobie nic oprócz pożegnania. Ruszyłem na jarmark, mając nadzieję, że jeszcze nie jest za późno. Nie wiem co robiłem, naprawdę. Pierwszy raz w życiu miałem wątpliwości co się ze mną dzieje. Chyba po prostu czułem, że chcę to zrobić. Na całe szczęście zdążyłem jeszcze kupić to, po co przyszedłem. Wróciłem na moment do mojego drzewa, odkładając zakupioną rzecz. Chciałem ruszyć od razu do miejsca, które sobie wyznaczyłem, ale zorientowałem się, że nie będzie to dobry moment. Padałem z nóg, dlatego przespałem się dwie godziny. Dopiero wtedy ruszyłem do jaskini błękitnej wadery. Nie powinniśmy byli tak zakończyć tej rozmowy
- Spero?! - zawołałem, czekając aż ta się pojawi.
- Lysander...Przyszedłeś po wyjaśnienia? Ten mag...
- Właściwie to chciałem zapytać czy idziesz z kimś na bal - wyjąłem zza placów pudrowy wianek, który oglądaliśmy kiedyś na targu, uśmiechając się do niej. - Różowy ci pasuje. 

<Spero? Speed pisanie XD>

Słowa: 1003

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics